URIAH HEEP Outsider

Uriah Heep Outsider recenzjaURIAH HEEP
Outsider
2014

Istniejący od 45 lat brytyjski zespół Uriah Heep to jeden z największych klasyków hard rocka. Jego słynniejsi konkurenci (Deep PurpleBlack Sabbath) niedawno wydali swoje płyty (obie zresztą znakomite), teraz nadeszła pora na nową muzykę kolejnych weteranów. Wprawdzie w składzie kapeli pozostał już tylko jeden członek oryginalnego składu (gitarzysta Mick Box), ale w żaden sposób nie zmienia to muzyki Uriah Heep. To nadal osadzony w latach 70. hard rock z najwyższej półki. Po 10-letniej przerwie grupa powróciła niezłym krążkiem Wake The Sleeper, 3 lata później potwierdziła klasę albumem Into The Wild, a teraz dowodzi, że ten powrót nie był dziełem przypadku. Płyta Outsider jest jedną z najlepszych w ich bogatej dyskografii. Może nie dorównuje Look At Yourself czy Demons And Wizards, ale też znacząco od nich nie odstaje.
O świetnej formie muzyków przekonywał już promujący wydawnictwo, wydany na singlu utwór One Minute – delikatny początek, po którym z impetem wchodzi sekcja i tak dynamicznie pozostaje już do końca. Melodyjny kawałek, z nośnym refrenem i mocnym wokalem Berniego Shawa, którego śpiew jest dużym atutem całego albumu. Podobnie jak samo brzmienie zespołu, z nieśmiertelnymi, niezwykle charakterystycznymi dla stylu organami Hammonda i chórkami, oraz same kompozycje, na ogół udane i hitowe. Są takie z pazurem, jak choćby Looking At You, dobry opener Speed Of Sound czy galopujący utwór tytułowy. Są typowe radiowe pewniaki jak Rock The Foundation czy Can’t Take That Away. Jest wreszcie ballada, ale jaka! Is Anybody Gonna Help Me? to jeden z lepszych momentów płyty. Sunie niczym walec, niby jest wolniej, lecz jakże ciężko i potężnie. Taki jest Outsider. Majestatyczny i mocarny. Solidny i równy, bez typowych wypełniaczy i nagrań odstających od reszty. Może nie jestem obiektywny (jasne, że nie, dlaczego miałbym być?), bo to muzyka mojej młodości, ale naprawdę dostałem znacznie więcej niż oczekiwałem (stąd ta czwarta gwiazdka). Nawet jeśli ostatnie krążki Deep Purple i Black Sabbath podobały mi się bardziej, to i tak pan Shaw i spółka dają radę. Zamiast rzępolenia zramolałych, zmęczonych pryków mamy kipiącą od energii płytę w starym, dobrym stylu. Tak, nie ma tu niczego nowego, ale chyba nikt zdrowy na umyśle nie oczekuje rewolucji od Uriah Heep. Fani będą zachwyceni, pozostałym też radzę posłuchać.
Udostępnij

Post Author: Sławek

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Potwierdź, że nie jesteś automatem: