MAYER HAWTHORNE
Where Does This Door Go
2013
Mayer Hawthorne, 32-letni kompozytor i wokalista z Los Angeles (czy raczej z Michigan, ale mieszka w LA), działa na rynku już od 5 lat, jednak nie będę ukrywał, że płyta Where Does This Door Go to mój pierwszy kontakt z jego muzyką. Po album sięgnąłem bez przekonania, bo R&B z elementami soulu i hip-hopu w stylu legendarnej wytwórni Motown to nie do końca moje klimaty, jednak czasem przy takiej muzyce można się świetnie zrelaksować. Muzyk jest niezwykle ceniony przez tzw. środowisko (lubią go Kanye West czy Justin Timberlake, na płycie zaś gościnnie występują Kendrick Lamar, Jessie Ware i Pharrell Williams) więc tym bardziej warto mu poświęcić chwilę uwagi.
Przebojowy, lekko funkujący soul i przyjemnie kołyszące R&B – tak w skrócie można scharakteryzować ten krążek (jeśli ktoś koniecznie chce klasyfikować muzykę). Wielbiciele takich klimatów powinni być zachwyceni, bo melodie są niezłe (nie wszystkie rzecz jasna, ale całkiem sporo), produkcja znakomita, Mayer przyzwoicie śpiewa i wytwarza w swych piosenkach bardzo przyjemny nastrój. To dobra muzyka na imprezy, ale nie dla małolatów, lecz tych nieco bardziej wyrobionych słuchaczy. Jak zaznaczył w jednym z wywiadów sam artysta: „zdecydowałem, że chciałbym zrobić całą płytę piosenek, które chętnie zagrałbym na swoim jachcie podczas rejsu” – chyba mu się udało. Są pościelówy, jest lekka chilloutowa nutka, sporo też numerów dynamicznych, zaś Crime z rapującym Lamarem to jak dla mnie materiał na murowany hit. Przy tych wszystkich pochwałach nadal muszę podtrzymać zdanie, że to nie do końca moja bajka. Cieszę się, że sięgnąłem po ten krążek, pobujałem się w rytm kilku udanych piosenek, ale całe 50 minut takiej muzyki trochę mnie zmęczyło, bo nagrania są dość podobne. Jednak warto przesłuchać całość, bo te lepsze kawałki są w drugiej części albumu. Czasem taka odskocznia jest miła i mimo tylko 2 gwiazdek w ocenie polecam ten krążek, chociaż nie ukrywam, że bardziej przekonały mnie rozrywkowe popisy wspomnianych wyżej Jessie Ware i Justina Timberlake’a.
Przebojowy, lekko funkujący soul i przyjemnie kołyszące R&B – tak w skrócie można scharakteryzować ten krążek (jeśli ktoś koniecznie chce klasyfikować muzykę). Wielbiciele takich klimatów powinni być zachwyceni, bo melodie są niezłe (nie wszystkie rzecz jasna, ale całkiem sporo), produkcja znakomita, Mayer przyzwoicie śpiewa i wytwarza w swych piosenkach bardzo przyjemny nastrój. To dobra muzyka na imprezy, ale nie dla małolatów, lecz tych nieco bardziej wyrobionych słuchaczy. Jak zaznaczył w jednym z wywiadów sam artysta: „zdecydowałem, że chciałbym zrobić całą płytę piosenek, które chętnie zagrałbym na swoim jachcie podczas rejsu” – chyba mu się udało. Są pościelówy, jest lekka chilloutowa nutka, sporo też numerów dynamicznych, zaś Crime z rapującym Lamarem to jak dla mnie materiał na murowany hit. Przy tych wszystkich pochwałach nadal muszę podtrzymać zdanie, że to nie do końca moja bajka. Cieszę się, że sięgnąłem po ten krążek, pobujałem się w rytm kilku udanych piosenek, ale całe 50 minut takiej muzyki trochę mnie zmęczyło, bo nagrania są dość podobne. Jednak warto przesłuchać całość, bo te lepsze kawałki są w drugiej części albumu. Czasem taka odskocznia jest miła i mimo tylko 2 gwiazdek w ocenie polecam ten krążek, chociaż nie ukrywam, że bardziej przekonały mnie rozrywkowe popisy wspomnianych wyżej Jessie Ware i Justina Timberlake’a.