COSMOGRAF The Man Left In Space

Cosmograf Man Left Space recenzja Robin ArmstrongCOSMOGRAF
The Man Left In Space
2013

Nazwa Cosmograf niewiele mówi przeciętnemu zjadaczowi chleba. Nic dziwnego – to rock dla wytrawnych smakoszy, daleki od szeroko rozumianej komercji, a klimaty serwowane na kolejnych albumach inspirowane są dokonaniami Pink FloydStevena Wilsona. Cosmograf to autorski projekt muzyczny brytyjskiego multiinstrumentalisty Robina Armstronga, który gra na gitarze, klawiszach, basie i perkusji, sam też śpiewa i jest producentem własnych utworów, które przy udziale muzyków sesyjnych nagrywa w studio Trees urządzonym w przydomowym ogrodzie. The Man Left In Space to jego czwarty album, wydany półtora roku po świetnie przyjętym, koncepcyjnym When Age Has Done Its Beauty, który mnie akurat niespecjalnie zachwycił. Poza znakomitym, 13-minutowym utworem tytułowym proponował ładną, ale nieco bezbarwną muzykę, która doskonale sprawdza się w roli muzycznego tła, ale jako całość nie porywa. Nowy album jest bardziej równy i chociaż nie jest to może dzieło wybitne, oferuje znacznie ciekawsze kompozycje. Niestety to także muzyka tła, słychać to zwłaszcza w instrumentalnym utworze The Vacuum That I Fly Through czy okraszonych melorecytacją The Good Earth Behind Me. To piękne, pastelowe melodie, trochę przywodzące na myśl Davida Sylviana i jego melancholijny album Gone To Earth. O wielkości The Man Left In Space stanowią trzy koronne 10-minutowe nagrania. O ile jednak nudnawe Aspire, Achieve nieco rozczarowuje, o tyle kompozycja tytułowa, a zwłaszcza zamykające płytę When The Air Runs Out to już prawdziwe artrockowe dzieła sztuki, z dobrymi klawiszami i wyrazistymi solówkami gitarowymi. Wielbiciele Camel, Genesis czy Pink Floyd powinni być usatysfakcjonowani. Szkoda, że nie jest tak przez cały czas….
   The Man Left In Space to kolejny concept album, tym razem opowiadający o dążeniu do sukcesu i umiejętności radzenia sobie z presją po jego osiągnięciu. Inspiracją była misja Apollo 11, a przede wszystkim jej pilot, Buzz Aldrin, drugi człowiek na Księżycu. Mało kto wie, jak potoczyło się dalej jego życie. Wszyscy zapamiętali tylko Neila Armstronga, nawet ojciec Buzza dyskredytował sukces syna, który przypłacił to depresją i alkoholizmem. Jego historyczny wyczyn stał się poniekąd życiową porażką. Oczywiście Aldrin wyszedł z tego, napisał dwie książki, zagrał epizod w 3 części Transformers, jego imieniem nazwano bohatera bajki Toy Story, itd. Ale był drugi, nie pierwszy, i nie mógł w pełni cieszyć się swoim osiągnięciem. Podobną historię serwuje nam Cosmograf – wystarczy spojrzeć na tytuły nagrań i wszystko staje się jasne.
   Robin Armstrong kontynuuje to, co robił na poprzednich wydawnictwach – maluje piękne, kolorowe, muzyczne pejzaże. The Man Left In Space to całkiem przyzwoita, godna uwagi płyta. Może momentami nieco znudzić, ale zdecydowanie więcej jest chwil, które warto zapamiętać, zaś ostatnia kompozycja z pewnością zostanie ze mną na dłużej.
Udostępnij

Post Author: Sławek

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Potwierdź, że nie jesteś automatem: