W związku z publikacją „Trotyl we wraku tupolewa” Rada Nadzorcza Presspubliki, wydawcy Rzeczpospolitej, oraz właściciel wydawnictwa Grzegorz Hajdarowicz uznali, że „dziennikarze związani z publikacją nie mieli podstaw do stwierdzenia, że we wraku tupolewa znaleziono ślady trotylu i nitrogliceryny. Tekst uznajemy za nierzetelny i nienależycie udokumentowany”, oświadczył wydawca i zwolnił redaktora naczelnego gazety Tomasza Wróblewskiego i autora artykułu Cezarego Gmyza. „To zamach na wolność słowa” – ocenił szef PiS Jarosław Kaczyński i zapowiedział projekty wzmacniające niezależność dziennikarzy wobec wydawców i właścicieli mediów. „Prawo i Sprawiedliwość przygotowuje projekt, który zlikwiduje okryty złą sławą artykuł 212 kodeksu karnego, pozwalający na karanie za słowo.”
Nie karajmy za słowa! Niech każdy mówi, co chce. Niech dowolnie obraża kogo chce. Czemu nie? W końcu Kaczyński robi to od lat. Uważam, że to fantastyczny pomysł. Równie dobrze nie powinniśmy karać złodzieja za kradzież, mordercy za zabójstwo, kierowcy za łamanie przepisów itd. Tylko w głowie notorycznego kłamcy Kaczyńskiego mogą się rodzić tego typu pomysły. On wie, co robi – jest mistrzem w operowaniu słowem. To chyba jedyny człowiek w Polsce, który nie ponosi żadnej odpowiedzialności za to, co mówi. Obraża, poniża, pomawia, i czy ktoś go za to ukarał? Boi się go tknąć premier Tusk, który jedynie macha ręką na kolejne nienawistne wypowiedzi prezesa PiS. Boi się go ruszyć prokuratura, a kilka spraw powinna wszcząć z urzędu. Ale nie bała się ścigać bezdomnego Huberta, gdy ten po pijaku zwyzywał prezydenta tysiąclecia. No tak, ale wtedy prokutatura była w rękach Ziobry (czyli Kaczyńskiego, który do dzisiaj nie może się pogodzić z jej odpolitycznieniem). O standardach Kaczyńskiego możecie przeczytać tutaj.
Rzeczpospolita przez lata była pisowską gazetą. Teraz, gdy pod skrzydłami nowego właściciela uwolniła się od wpływów PiS (wszyscy prokaczyńscy dziennikarze skupili się w założonym później Uważam Rze), stara się rzetelniej i uczciwiej oceniać rzeczywistość. Zrozumiałe jest, że po nierozważnej publikacji, którą wyrządziła ogromne szkody i wywołała spore zamieszanie, pociąga winnych do odpowiedzialności. Dobrze, że istnieją dziennikarze śledczy, ale muszą odpowiadać za to, co i jak piszą. Tylko Kaczyńskiemu wolno w Polsce gadać dowolne głupoty i nikt mu nic z tego tytułu nie zrobi. Reszta musi ważyć słowa. Hajdarowicz komentując słowa Kaczyńskiego powiedział: „To oświadczenie to jest tak naprawdę zamach na własność prywatną. Ja rozumiem, że teraz następnym postulatem będzie upaństwowienie, może wszystkich firm prywatnych, no bo po co nam prywatny biznes? Tylko to już było, to się nazywało PRL.” Jednocześnie podkreślił, że dziennikarz musi być odpowiedzialny, a jego praca rzetelna i udokumentowana, a tego w skandalicznej publikacji Gmyza zabrakło.
Nie karajmy za słowa! Niech każdy mówi, co chce. Niech dowolnie obraża kogo chce. Czemu nie? W końcu Kaczyński robi to od lat. Uważam, że to fantastyczny pomysł. Równie dobrze nie powinniśmy karać złodzieja za kradzież, mordercy za zabójstwo, kierowcy za łamanie przepisów itd. Tylko w głowie notorycznego kłamcy Kaczyńskiego mogą się rodzić tego typu pomysły. On wie, co robi – jest mistrzem w operowaniu słowem. To chyba jedyny człowiek w Polsce, który nie ponosi żadnej odpowiedzialności za to, co mówi. Obraża, poniża, pomawia, i czy ktoś go za to ukarał? Boi się go tknąć premier Tusk, który jedynie macha ręką na kolejne nienawistne wypowiedzi prezesa PiS. Boi się go ruszyć prokuratura, a kilka spraw powinna wszcząć z urzędu. Ale nie bała się ścigać bezdomnego Huberta, gdy ten po pijaku zwyzywał prezydenta tysiąclecia. No tak, ale wtedy prokutatura była w rękach Ziobry (czyli Kaczyńskiego, który do dzisiaj nie może się pogodzić z jej odpolitycznieniem). O standardach Kaczyńskiego możecie przeczytać tutaj.
Rzeczpospolita przez lata była pisowską gazetą. Teraz, gdy pod skrzydłami nowego właściciela uwolniła się od wpływów PiS (wszyscy prokaczyńscy dziennikarze skupili się w założonym później Uważam Rze), stara się rzetelniej i uczciwiej oceniać rzeczywistość. Zrozumiałe jest, że po nierozważnej publikacji, którą wyrządziła ogromne szkody i wywołała spore zamieszanie, pociąga winnych do odpowiedzialności. Dobrze, że istnieją dziennikarze śledczy, ale muszą odpowiadać za to, co i jak piszą. Tylko Kaczyńskiemu wolno w Polsce gadać dowolne głupoty i nikt mu nic z tego tytułu nie zrobi. Reszta musi ważyć słowa. Hajdarowicz komentując słowa Kaczyńskiego powiedział: „To oświadczenie to jest tak naprawdę zamach na własność prywatną. Ja rozumiem, że teraz następnym postulatem będzie upaństwowienie, może wszystkich firm prywatnych, no bo po co nam prywatny biznes? Tylko to już było, to się nazywało PRL.” Jednocześnie podkreślił, że dziennikarz musi być odpowiedzialny, a jego praca rzetelna i udokumentowana, a tego w skandalicznej publikacji Gmyza zabrakło.