Do 257. El Clásico – czyli klasycznego starcia Realu Madryt z Barceloną, tym razem madrytczycy mogli podejść z pełnym spokojem. 8 punktów przewagi Los Blancos w ligowej tabeli powodowało, że na Bernabéu gospodarze mieli spory komfort. Oczywiście tutaj zawsze w grze jest prestiż, pod tym względem to bardzo istotny mecz, ale nawet ewentualna strata punktów nie powinna zagrozić wygraniu mistrzostwa, bo do końca rozgrywek pozostaje zaledwie 7 spotkań, a w całym sezonie Madryt przegrał tylko dwa razy, oba z Atlético (raz w La Lidze, raz w Pucharze Króla). Ewentualne zwycięstwo w Klasyku oznaczało definitywny koniec rywalizacji i zostawienie Barcelony z pustymi rękami. Blaugrana właśnie odpadła z Ligi Mistrzów, a Real po morderczym, dwugodzinnym boju z maszyną Guardioli awansował do półfinału. Nastroje więc przy Concha Espina znakomite, gorzej z formą fizyczną, bo środowe starcie z City wykończyło wielu zawodników, a już trzeba się regenerować na półfinał z Bayernem.
Klasyki rządzą się swoimi prawami. Może już tak nie ekscytują, jak przy pojedynkach Cristiano z Messim, lecz to nadal najważniejsze starcie hiszpańskiej piłki, a forma drużyn nie zawsze decyduje o triumfie. Liczy się podejście, siła mentalna, a często ten zraniony i pozornie o nic niewalczący rywal potrafi ograć wielkiego faworyta. Zresztą trudno mówić o faworycie, bo przecież w La Lidze Barcelona punktuje regularnie, ostatnio nawet lepiej niż Real. I ten Klasyk zaczęła z przytupem, bo już w 6 minucie prowadziła, gdy Christensen uderzył głową po rzucie rożnym. Kwadrans później wyrównał Vinícius z rzutu karnego po faulu na Lucasie. Gra była wyrównana, ze wskazaniem na drużynę gości. Real nie cisnął, oddał inicjatywę Barcelonie, w której szalał Lamine Yamal. Po zmianie stron spotkanie nabrało rumieńców, było więcej akcji, więcej emocji i… więcej goli. Najpierw Fermin Lopez dał Blaugranie prowadzenie, ale zaraz potem wyrównał Lucas Vázquez. Gdy wszyscy byli pogodzeni z remisem, w doliczonym czasie swojego gola strzelił też Mister Jude, wykorzystując dogranie Lucasa, nieoczekiwanego bohatera wieczoru, który miał udział przy każdym trafieniu. Dla Bellinghama to ligowy gol numer 17. Gol najważniejszy, na wagę mistrzostwa Hiszpanii, bo Real odskoczył rywalowi na 11 punktów i nic go już nie zatrzyma.