Real oddaje mistrzostwo Barcelonie

Real Madryt-Atletico 1-1 hiszpańska La Liga 2023I to jest cały Real Madryt. Piłkarski kameleon. Trzy dni po kapitalnym meczu w Liverpoolu, gdzie piłkarze Ancelottiego rozbili gospodarzy strzelając 5 bramek, dzisiaj tylko zremisowali z Atlético, a bohaterowie z Anfield zniknęli jak kamień w wodzie. Ktoś powie, że derby mają swoje prawa, a Los Colchoneros to nie byle jaki rywal. Owszem, ale zawodnicy Simeone nie grali niczego wielkiego, aczkolwiek poruszali się po boisku, zmieniali pozycje, czyli coś robili, czegoś próbowali. A Real klepał sobie po obwodzie, co było wodą na młyn dobrze zorganizowanej obrony rywala. Los Blancos zapomnieli, że można grać na jeden kontakt, że nie trzeba podawać do nóżki tylko można zagrać piłkę na wolne pole (by kolega musiał ruszyć cztery litery), że skrzydłowy powinien wchodzić w pole karne, a nie tylko odgrywać do tyłu (tak, panie Asensio). I tak dalej. To nie jest kwestia formy tylko mentalności, bo Królewscy nawet nie udawali, że im zależy, że chcą wygrać, że mają jakiś pomysł na rozbicie autobusu Simeone.

Liga jest przegrana od dawna. Dzisiaj tylko Real dał kolejny sygnał, że ma ją w nosie, że starał się będzie w Lidze Mistrzów, gdzie wystarczą pojedyncze zrywy, a nie w rozgrywkach, które wymagają stałego wysiłku i regularności. Zresztą przypomnę, że Carlo Ancelotti trenując przez 25 lat same wielkie kluby, nigdy nie obronił mistrzostwa. Ani razu! Ma 5 tytułów w 5 ligach, i tyle. Trochę mało. Guardiola taki wynik robi w 7 czy 8 lat. Carletto nie umie odpowiednio motywować piłkarzy w dłuższej perspektywie. Rok temu wygrał La Ligę, bo konkurencja nie dojechała, a nawet wtedy zdobył zaledwie 86 punktów (Mourinho wygrywał mając 100, Zidane 93). Real nie był żadnym potworem. Teraz tym bardziej nie jest. Los Blancos nie mają regularności, bo tłuste koty są spełnione i nie będą zasuwać co trzy dni (a trener nie ma jaj, by kogoś z nich posadzić na ławie). Barcelona wygrywa regularnie, bo połowa składu jest nowa i młoda, chcą pokazać światu swą jakość, więc nie odpuszczają. Dostają łomot w Europie, bo jednak nie są aż tak dobrzy jak myślą, ale na słabiutką Hiszpanię ta odrobina chęci oraz inwencji na boisku zupełnie wystarczy. I na niezmotywowany Real również.

Real ma teraz maraton trudnych spotkań (Atlético, Barcelona, Betis, Espanyol, Liverpool, Barcelona) i zaczął go w fatalnym stylu. Zważywszy na sytuację z utratą mistrzostwa trzeba się pogodzić (powody podałem wyżej), ale walczyć trzeba, bo zostało 15 spotkań i nie można ich wszystkich odpuszczać. Ale w świadomości piłkarzy gdzieś z tyłu głowy jest fakt, że szansa niewielka, więc nie wychodzą gryźć trawy, tylko odbębnić swoje. Wczoraj mieli 90 minut, a nie zrobili nic. Nie umieli skonstruować żadnej sensownej akcji. Oblak mógł iść na kawę. Królewscy przez pół godziny grali z przewagą jednego zawodnika, i nadal nic nie stworzyli. Mało tego, wtedy to rywal strzelił gola. Dopiero to takim gongu Real zaczął dominować, ale też bez pomysłu, bez odwagi, bez klarownych sytuacji. Benzema się schował zamiast być liderem, Vinícius się plątał w dryblingach i strzelał do gołębi na dachu. Na szczęście Ancelotti wpuścił na boisko bohatera z Pampeluny Álvaro Rodrígueza. Warto zapamiętać to nazwisko. 18-latek zadebiutował tydzień temu, wszedł na 5 minut w meczu z Osasuną i zanotował dwie asysty. Z Atlético dostał kwadrans, i też go świetnie spożytkował. Po rzucie rożnym Urugwajczyk trafił na 1-1 i ustalił wynik. Zrobił więcej niż Benzema, Vini i Asensio razem wzięci przez cały mecz. Ma wejście smoka do Realu niczym słynny Raúl trzy dekady wcześniej. I to jest jedyny pozytyw wczorajszego spotkania.

Udostępnij

Post Author: Sławek

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Potwierdź, że nie jesteś automatem: