Trwające do końca sierpnia okienko transferowe nie było w Madrycie zbyt ekscytujące. Real kupił dwóch zawodników – stopera Antonio Rüdigera z Chelsea i perełkę francuskiej kadry Auréliena Tchouaméniego, ale to wszystko miało miejsce przed jego oficjalnym otwarciem. Potem żadnych ruchów nie było, a prasa skupiła się na planach i kolejnych wzmocnieniach pogrążonej w kryzysie Barcelony, która – niczym PiS w Polsce udaje, że żadnego problemu nie ma i rozbija bank na kolejne zakupy. Tymczasem nagle jak grom z jasnego nieba spadła wiadomość, że Casemiro, defensywny pomocnik i lider drugiej linii Królewskich, dostał z Manchesteru United ofertę nie do odrzucenia i może opuścić Madryt. Tak przy okazji – żadnej oferty nie powinno być, bo kontakty z zawodnikiem bez udziału klubu są zakazane, ale kto by się przejmował przepisami, skoro sama UEFA przymyka oko na nielegalne działania PSG czy innych wielkich? Sprawy potoczyły się szybko – Casemiro przeanalizował propozycję, na bazie której może podpisać swój ostatni wielki kontrakt zarabiając dwa razy więcej niż w Hiszpanii, i poprosił klub o umożliwienie odejścia. Real to nie Bayern czy PSG, działa elegancko i nie trzyma nikogo siłą, więc nie robił żadnych problemów Brazylijczykowi i transfer sfinalizowano w dwa dni. Los Blancos otrzymają 72 miliony € (plus ewentualne 13 w zmiennych), a United zyskuje uznanego piłkarza, który mimo 30-tki na karku może jeszcze kilka lat pograć na wysokim poziomie i poprawić dziurawą jak ser szwajcarski obronę Czerwonych Diabłów.
Można różnie patrzeć na ten transfer. Real go nie planował, bo miał się wzmacniać, a nie osłabiać, ale okoliczności są jakie są i tak ogromna kwota za piłkarza w tym wieku jest więcej niż satysfakcjonująca. Nie będzie łatwo zastąpić Casemiro – nawet jeśli ten miewał ostatnio słabsze mecze, był prawdziwą opoką, murem nie do przebicia drużyny, która w ostatniej dekadzie miała niemal monopol na wygrywanie Ligi Mistrzów. Klub wprawdzie kupił na tę pozycję Tchouaméniego, ale to będzie pierwszy sezon Francuza (który miał się uczyć pod okiem Brazylijczyka), więc trudno oczekiwać fajerwerków. Pewne jest jedno – wraz z odejściem Casemiro kończy się pewna epoka, epoka tria CKM (Casemiro-Kroos-Mordić), które przez kilka ostatnich lat niepodzielnie rządziło w środku pola Los Blancos. Ostatnio panowie trochę niedomagali, nie nadążali za nowoczesnym futbolem, ale nadrabiali to doświadczeniem i zgraniem. Real może nie dominował fizycznie, ale ostatecznie robił swoje. Trochę się podśmiewano, że CKM będzie grać zawsze (stąd sarkastyczne zdjęcie obok – jak będzie wyglądał środek pola Realu w 2050 roku), ale chyba nikt nie przypuszczał, że legendarne trio jako pierwszy opuści najmłodszy Casemiro. Jednak to dość logiczny ruch. O ile Florentino Pérez przespał moment sprzedaży takich piłkarzy jak Bale, Isco czy Marcelo, i końcówki ich madryckiej przygody wyglądały dość smutno, o tyle w przypadku Casemiro wszystko jest jak należy. Pomocnik odchodzi na własnych warunkach przynosząc klubowi dobre pieniądze, a w poniedziałek zostanie godnie pożegnany jak przystało na legendę Realu Madryt. Wygrał tu wszystko co mógł, zdobył 18 pucharów, był kluczowy w wielu ważnych spotkaniach (nawet w ostatnim Superpucharze 10 dni temu wybrano go graczem meczu), a teraz rusza ratować wiszący nad przepaścią Manchester United.
Wszystkiego najlepszego Casemiro.