Madryckie derby to z założenia drugi najważniejszy mecz w hiszpańskiej La Lidze zaraz po El Clásico, które z racji słabej formy Barcelony i Realu ostatnio nieco straciło swój urok. Dzisiejsze spotkanie miało udowodnić, że zwyżka formy Los Blancos (wygrane z Sevillą oraz Borussią) jest faktem, a nie tylko wypadkiem przy pracy, oraz pokazać, jaka jest rzeczywista forma Atlético, które lideruje tabeli z niebywałym dorobkiem: 8 wygranych, 2 remisy, i tylko 2 stracone gole w 10 meczach. Real miał stratę 6 punktów i mecz więcej, więc porażka w derbach byłaby de facto końcem walki o obronę tytułu mistrzowskiego. Ale Królewscy najlepiej prezentują się, gdy mają nóż na gardle. Dzisiaj na stadionie Alfredo Di Stéfano nie pozostawili wątpliwości, kto rządzi w Madrycie. Strzelili dwa gole i nie dopuszczali rywala do tworzenia okazji na wyrównanie. W 15 minucie trafił Casemiro, wcześniej Oblak ledwo wyjął piłkę z okienka po uderzeniu Benzemy, a dzieła dopełnił w drugiej połowie wracający po kontuzji Carvajal mocnym uderzeniem z 25 metrów. Ekipa Simeone nie miała nic do powiedzenia.
Wygrana może niewiele poprawia sytuację Realu w tabeli, ale na pewno podnosi morale i pozwala kibicom wierzyć, że jeszcze nie wszystko stracone. Zamyka też dyskusję na temat zwolnienia Zidane’a, którego posada jeszcze tydzień temu wisiała na włosku. Real wtedy grał fatalnie, przegrywał ze słabeuszami, ale gdy przyszły trzy trudne testy – zdał je wszystkie na piątkę. Teraz nadchodzą mecze ze słabszymi rywalami więc trudno powiedzieć, czy madrytczycy zachowają odpowiednią koncentrację i znów się nie zbłaźnią, ale dzisiaj pokazali, że jeśli tylko chcą, to wciąż wiele mogą.
