Kryzys Realu przed Klasykiem

Zinedine Zidane Real Madryt trener kryzysOdpuściłem komentowanie meczów Realu Madryt (poza tymi najważniejszymi), bo od dłuższego czasu Królewscy grają tak tragicznie, że aż oczy krwawią i zwyczajnie szkoda czasu na opisywanie tej żenady. Drużyna jest stara, zużyta, wolna, chaotyczna, innymi słowy nudna jak flaki z olejem. Ale przy najsłabszej od lat, pogrążonej w kryzysie i regularnie tracącej punkty Barcelonie wydawało się, że w tym roku wygranie ligi hiszpańskiej to wręcz obowiązek ekipy Zidane’a. I oczywiście wszystko jeszcze może się zdarzyć – jeszcze dwa tygodnie temu Real był liderem z trzema punktami przewagi nad Katalończykami, ale akurat teraz, gdy sezon wkracza w decydującą fazę, Los Blancos zaczęli grać tak, jak jesienią – czyli bezbarwnie i nijako. Bez ładu i składu, z klepiącymi w poprzek pomocnikami i bez ataku (bo potykającego się o własne nogi i plączącego się gdzieś na skrzydle Benzemę trudno nazwać napastnikiem, a innym Zidane nie daje pograć). Drużyna, która nie traciła bramek i przegrała tylko jeden mecz (z walczącą o utrzymanie Mallorcą!), nagle się zacięła. W 4 meczach straciła 8 goli, zgubiła punkty z Celtą (ze strefy spadkowej), a dzisiaj przegrała w Walencji z przeciętnym Levante. Za tydzień mecz z Barceloną, a Real – zamiast trzech punktów przewagi, ma już dwa punkty straty. I widmo porażki, bo rok w rok dostaje od Blaugrany lanie w Madrycie (a przy stracie 5 punktów walkę o mistrzostwo można będzie uznać za zakończoną). Zresztą trudno liczyć na wygraną, skoro nie potrafi się pokonać drużyn z dołu tabeli. Można powiedzieć – nic nowego, Real po prostu zajął swoją ulubioną pozycję w tabeli, czyli za plecami największego rywala. To Barcelona rządzi w Hiszpanii (w 11 lat wygrała 8 mistrzostw, podobnie w Pucharze Króla), a w ostatnich dwóch sezonach zdeklasowała Real wyprzedzając go aż o 17 i 19 punktów. Jeśli i w tym roku wygra, będzie to wyjątkowe frajerstwo Madrytu. I bardziej Real tę ligę przegra niż Barcelona wygra. Bo teraz szansa była jak nigdy.

Przypomnę sytuację sprzed roku – Real pod wodzą Solariego wychodził z kryzysu, grał lepiej niż pod wodzą Lopeteguiego i notował lepsze wyniki. Pod koniec lutego czarny tydzień przekreślił tę pracę. W ciągu 7 dni dwie porażki z Barceloną i trzecia z Ajaxem wyrzuciły Real ze wszystkich rozgrywek i zakończyły sezon. I karierę Solariego, którego zastąpił Zidane. Wielki zbawca. Guru Madrytu. Zdobywca potrójnej Ligi Mistrzów. Najlepszy kolega wypalonych i zdziadziałych zawodników. I oczywiście zamiast niezbędnych zmian kadrowych mieliśmy odzyskiwanie starych pupilków i granie za zasługi. Słabość Barcelony maskowała braki Realu, który nawet długo liderował krajowym rozgrywkom. Nie dało się tego oglądać, bo mecze były na ogół słabe, z małą ilością sytuacji bramkowych, z klepaniem wszerz boiska w tempie kuracjuszy z Ciechocinka, ale skoro to dawało efekty, trudno było krytykować decyzje Zizou. I gdy gra zaczęła wyglądać nieco lepiej – wprawdzie atak kulał, ale dziurawa obrona stała się solidnym monolitem, nagle znów wszystko się posypało na trzy dni przed meczem z Manchesterm City w Lidze Mistrzów i na tydzień przed Barceloną w La Lidze. Innymi słowy – Zidane ma wielkie szanse, by powtórzyć czarny tydzień Solariego. Jeśli przegra oba mecze, praktycznie zakończy sezon z niczym i dalej będzie grał mecze towarzyskie. Tak jak rok temu po Solarim. Nawet jeśli będą matematyczne szanse na mistrza, z takim graniem nie ma na to szans. Kiedyś byłem dumny z meczów Realu. Teraz się wstydzę oglądając nieporadność i totalną impotencję drużyny, która kilka lat temu na luzie wbijała kilka bramek takim Celton, Levantom, Mallorcom i innym tego typu outsiderom.

Podobno niedawno przedłużono kontrakt Benzemy. No brawo. Niech gra do 40-tki, a może nawet dłużej. Dalej będziemy delektować się tworzeniem przestrzeni zamiast strzelaniem bramek. Teraz trzeba jeszcze przedłużyć Bale’a (niech sobie dalej choruje i gra w golfa w słonecznej Hiszpanii), Isco (jeszcze więcej holowania i kółeczek), Carvajala (mistrza pustych przebiegów i niedbałych dośrodkowań do nikogo), Marcelo (równa, tragiczna forma przez cały rok), może też 34-letniego Modricia, który po zdobyciu Złotej Piłki kompletnie przestał grać. Niech żyje drużyna oldboyów, ja jeszcze bym chętnie obejrzał Zidane’a na boisku, bo w wieku 47 lat byłby lepszy od nich wszystkich razem wziętych. Tam czarował, a jako trener nie czaruje nic. Akceptuje bylejakość i zakłamuje rzeczywistość. Ale żarty na bok. Poczekam na mecze z City i Barceloną, wtedy będzie czas na podsumowania i refleksje. Może zdarzy się cud?

Udostępnij

Post Author: Sławek

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Potwierdź, że nie jesteś automatem: