AUDREY HORNE
Blackout
2018
Nie zawsze piszę o nowych płytach tuż po ich ukazaniu się. W natłoku wydawnictw czasem mi coś umknie, czasem recenzję odkładam na później lub w ogóle odpuszczam. Tym razem nadrabiam zaległość z 2018 roku, bo wtedy ukazał się Blackout, szósty album norweskiej hardrockowej formacji Audrey Horne. Postanowiłem napisać kilka słów, bo może dzięki temu ktoś sięgnie po ten krążek. Mało kto u nas zna ten zespół, a szkoda, bo chłopaki fajnie grają i warto dać im szansę. W 2013 roku opisywałem płytę Youngblood, która wyniosła ich twórczość na inny, wyższy poziom. Te wcześniejsze były kompletnie nijakie, bardziej blackmetalowe (wszak dwaj członkowie AH są znani z formacji Enslaved i Sahg), a pełen świetnych melodii i ognistych solówek Youngblood to istna petarda. Po mniej udanym krążku Pure Heavy (2014) zespół na dłużej zamilkł, a wraz z Blackout przynosi kolejną solidną porcję klasycznego hard rocka, czerpiącego z najlepszych wzorców. Tu może paść wiele nazw, od klasyków Deep Purple i Uriah Heep po bardziej współczesny Alice In Chains, a w gitarowych solówkach najbardziej słychać ducha Thin Lizzy. Jeśli te nazwy Was ruszają, Audrey Horne jest dla Was.
Już od pierwszego momentu jest świetnie. This Is War to singlowy killer, który promował wydawnictwo. Dynamiczny, z kapitalną pracą gitar, jest świetną wizytówką płyty, a rozbudowana część instrumentalna to prawdziwy miód dla uszu. Potem jest równie dobrze, czy to w mocno pachnącymi Thin Lizzy This One i Rose Alley (nie mylić z Rosalie zespołu Phila Lynotta), rockowo-dyskotekowym Satellite czy bratem bliźniakiem Highway Star Purpli, tutaj pod tytułem Light Your Way. A są jeszcze rozpędzone Audrevolution i Naysayer, i tak mogę do końca wymieniać, bo każde z nagrań rajcuje nie tylko rytmem i melodią, ale przede wszystkim pełnymi harmonii dialogami gitarowymi – Arve Isdal (znany też jako Ice Dale) i Thomas Tofthagen wykonali fantastyczną pracę. To samo dotyczy producentów (Kato Adland i Iver Sandøy) – wszystko jest na miejscu i słychać jak należy. To nie jest odgrzewany kotlet sprzed kilku dekad, tylko inspirowany klasyką nowocześnie brzmiący hard rock w przebojowym wydaniu. Moim zdaniem najlepszy krążek w dyskografii Audrey Horne.