Real Madryt po powrocie Zidane’a jest niczym doktor Jekyll i pan Hyde – gra w kratkę i dobre mecze przeplata występami irytująco słabymi, a tych drugich jest stanowczo zbyt wiele. Wystarczy wspomnieć, że od powrotu Francuza (a było to 8 miesięcy temu!) Królewscy nie potrafili wygrać trzech kolejnych spotkań! Na tym skończę narzekanie, bo dzisiaj jest czas na pochwały. Madrytczycy grali o być albo nie być w Lidze Mistrzów (gdzie sami skomplikowali sobie sytuację w łatwej grupie) i nie tylko stanęli na wysokości zadania i wygrali, ale nawet wbili rywalowi 6 bramek, a w czasach „poronaldowych” to wydarzenie bez precedensu. Real był tak dobry czy przeciwnik tak słaby? Jedno i drugie, ale to nie umniejsza sukcesu Los Blancos. Wiemy, jak gra Real Zidane’a – nudno i ślamazarnie, rzadko potrafi coś ciekawego wykreować, dlatego wynik 6-0 trzeba docenić, bo nie wiadomo, czy i kiedy się powtórzy.
Najważniejsze jest co innego – trzy bramki strzelił 18-letni Rodrygo, który przecież dopiero co debiutował w białych barwach (konkretnie pod koniec września w meczu z Osasuną, gdy zaraz po wejściu zdobył piękną bramkę). Trafił w 4 i w 7 minucie po dograniach Marcelo (to najszybszy dublet w historii Ligi Mistrzów!), a w doliczonym czasie gry skompletował hat-trick i ustalił wynik meczu. Zaliczył też asystę przy golu Benzemy notujący występ kompletny. Pozostałe bramki były autorstwa Benzemy i Ramosa z karnego, ale to wszystko pozostaje w cieniu występu Brazylijczyka. Narodziny gwiazdy? Z pewnością tak. Real na pewno będzie miał dużo pożytku z tego zawodnika, a już teraz Rodrygo usunął w cień swojego rodaka Viníciusa, który tak zachwycał za czasów Solariego.
Czy oglądaliśmy najlepszy mecz Realu Zidane’a? Nie do końca. Na pewno najbardziej skuteczny ale na boisku nie było przeciwnika. Turcy nie dojechali na spotkanie, nie grali kompletnie nic i na ich tle łatwo było się dobrze zaprezentować. Z kolei madrytczycy poza pierwszym kwadransem grali bardzo wolno i nie tworzyli wielu dobrych okazji, ale gdy już przyspieszali (bardzo rzadko), robiło się bardzo gorąco. Trzeba pogratulować wyniku i kapitalnego występu Rodrygo, lecz za wcześnie na ostateczne wnioski. Gra ciągle jest zbyt toporna, by powiedzieć, że wielki Real wrócił. Niech najpierw wygra kilka spotkań z rzędu. Tak czy inaczej dzisiaj w Madrycie święto.