BEAST IN BLACK
From Hell With Love
2019
Kolejność była następująca: w 2005 roku w Helsinkach trzech szkolnych kolegów (w tym gitarzysta Anton Kabanen) założyło zespół Battle Beast, który kilka lat później stał się jednym z najpopularniejszych metalowych bandów nie tylko w Skandynawii, lecz także w Niemczech, gdzie przebojowy power metal ma spore tradycje (w 2010 roku grupa wygrała tam Metal Battle Contest w trakcie Wacken Open Air, jednego z największych na świecie festiwali muzyki metalowej). Fiński kwintet z dynamiczną wokalistką u boku wydał przebojowy album Battle Beast, potem niezłe Unholy Savior i Bringer Of Pain, ale formuła chyba się wyczerpała, bo najnowszy No More Hollywood Endings to już porażka na całej linii. Ale w przyrodzie nic nie ginie – w 2015 roku grupę opuścił Kabanen i założył formację pod nazwą Beast In Black, gdzie mógł bez skrępowania realizować własne pomysły, nieco inne od popadających w komercję kolegów. Debiutancki krążek Berserker zrobił spore wrażenie, a ten najnowszy From Hell With Love jest jeszcze lepszy. Znacznie lepszy, bardziej przebojowy. Nie chcę twierdzić, że to właśnie odejście gitarzysty tak bardzo obniżyło loty Battle Beast, ale fakty są jakie są – nowy zespół Antona pozytywną energią, pomysłem i jakością kompozycji bije na głowę poprzedni. Dawno nie słyszałem metalowego albumu z tak dużą ilością dobrych, dających kopa piosenek. Trudno przy tym wysiedzieć. W aucie polecam zamiast benzyny.
Ten przydługi wstęp już w zasadzie wszystko wyjaśnił. Przesiąknięte duchem lat 80. Pozdrowienia z piekła rozwalają system i tyle. Oczywiście w granicach gatunku, wszak mówimy o dość prostej muzyce, którą trzeba przyjmować z pewnym dystansem, ma bowiem służyć głównie zabawie – stąd równy skoczny rytm, nośne refreny i kiczowata otoczka (okładka Romana Ismailova z bestią ujarzmioną przez cycatą blondlaskę), zaś mocarne riffy dwóch gitar (obok Kabanena Kasperi Heikkinen) i wściekłe solówki przypominają, że to jednak rasowy metal, a nie jakieś disco. Tu nie ma kompromisów, jak w Battle Beast. Chyba że takim nazwiemy Oceandeep, jedyną balladę na albumie. To nie moje klimaty, ale chwila wytchnienia też się czasem przyda, a emocjonalny, wzruszający wokal Yannisa Papadopoulosa w tej pięknej piosence naprawdę potrafi oczarować. Cała reszta utworów to rockowe petardy i praktycznie każda z potencjałem na przebój. Sweet True Lies z najbardziej chwytliwym refrenem pilotował wydawnictwo na pierwszym singlu (na drugim był pokazujący możliwości wokalisty Die By The Blade, też znakomity); otwierający płytę Cry Out For A Hero z charakterystycznym riffem, który od razu wprowadza słuchacza na właściwe tory; tytułowy From Hell With Love z chóralnym refrenem, opatrzony efektownym teledyskiem; ciężkawy i bardzo „bitewny” This Is War, którego marszowy rytm nagle przełamuje wyciszająca partia fletu; wreszcie mój faworyt True Believer z ciekawymi partiami syntezatorów i kapitalnym śpiewem Yannisa oraz najcięższy w zestawie, bardzo energiczny, galopujący na złamanie karku No Surrender. A na deser mamy jeszcze dwa covery – jeden zespołu Motörhead, a drugi Roberta Teppera.
Do wściekłego dynamizmu Berserkera panowie dołożyli świetne, zapadające w pamięć melodie i wyszedł krążek łatwo przyswajalny dla publiczności, praktycznie bez słabych punktów. Jedyne, co można mu zarzucić, to pewna powtarzalność, ale w przebojowym power metalu to jest oczywista oczywistość. Radiowy potencjał poszczególnych utworów nie wyklucza ich metalowego rodowodu – proporcje metal/pop są odpowiednio wyważone, dzięki czemu album jest spójny i kompletny. Good job, guys!