BATTLE BEAST
Unholy Savior
2015
Dużo ciepłych słów napisałem o fińskiej heavymetalowej formacji Battle Beast recenzując jej poprzedni krążek i właściwie wiele z tego mógłbym powtórzyć po wysłuchaniu najnowszego albumu Unholy Savior. Wprawdzie wraz z przyjściem Noory Louhimo zespół nabrał bardziej komercyjnego charakteru i nie każdemu taka zmiana będzie odpowiadać, jednak nowa muzyka kapeli jest dość różnorodna więc w teorii ma szansę pogodzić obie strony. Odnajdą się tu zarówno miłośnicy czadowego łojenia (I Want The World… And Everything In It, Far Far Away) i powermetalowych galopad (Speed And Danger, Madness), jak i potężnych rockowych ballad w stylu lat 80. (Sea Of Dreams, Angel Cry) czy przebojowych, hitowych numerów (Lionheart i bonusowy Push It To The Limit). Czy to aby nie nadmiar wrażeń? Niestety trochę tak, bo o ile nie brak tu dobrych melodii ani wyrazistych gitarowych i klawiszowych solówek, o tyle brak spójności stylistycznej już nieco denerwuje i obniża wartość całości. Chciano zrobić płytę dla każdego i w ten sposób wyszła taka, która zadowala tylko połowicznie. Balladki niby ładne ale słyszeliśmy wiele lepszych, w nagraniach jest sporo patosu, są nośne refreny, orkiestrowe wstawki i chórki, ale same kompozycje nie umywają się do tych sprzed dwóch lat.
Na osobny akapit zasługuje singlowa piosenka Touch In The Night, i słowo piosenka jest tu użyte celowo. Co to niby ma być? Pop metal? Disco metal? Typowo „ejtisowy”, zalatujący dyskoteką kawałek zupełnie odstaje od całej reszty nagrań i trzeba go traktować wyłącznie jako wypadek przy pracy. Bardzo przykry i zupełnie zbędny wypadek, który psuje klimat albumu.
Jasnym punktem płyty jest dysponująca mocnym rockowym głosem Noora Louhimo. To dzięki niej nawet te przeciętne utwory zyskują na wartości i sprawiają dobre wrażenie. Nie zmienia to faktu, że po nowej muzyce Finów spodziewałem się więcej. Nie rajcują mnie efekty łączenia komercyjnego metalu z dźwiękami tanecznymi i liczę na to, że muzycy się jasno określą, w jakim chcą iść kierunku – rockowych killerów w stylu Far Far Away i speedowego grania a la Speed And Danger, czy tandety w rodzaju wspomnianego wyżej singla. Gdy się próbuje te rzeczy pogodzić, wychodzi takie Unholy Savior – album z bardzo dobrymi momentami, ale jako całość ledwie przeciętny.