Po wygranej z PSG czas na powrót do ligowej rzeczywistości, gdzie Real musi ciułać punkty i ma obowiązek wygrywać. Tym bardziej z rywalem, z którym nie popisał się jesienią przegrywając na Bernabéu. Los Blancos pojechali po punkty do Sewilli na starcie z silnym w tym sezonie, zajmującym 8. lokatę Betisem. Jeśli ktoś myślał, że kryzys Królewskich odszedł w zapomnienie, musiał przecierać oczy ze zdumienia. Wprawdzie na Benito Villamarín Real za sprawą Asensio już w 11 minucie objął prowadzenie, ale do przerwy była to jedyna groźna akcja piłkarzy Zidane’a. Potem w piłkę grali tylko gospodarze – byli szybsi, dokładniejsi i naładowani energią, a bramkarz Adan mógł iść na kawę. Przez 30 minut madrytczycy bezradnie patrzyli, jak Verdiblancos wymieniają podania i konstruują efektowne akcje, a bramki przy ich tak biernej postawie były tylko kwestią czasu. Przyszły dwie – w 33 minucie głową trafił Mendi, a chwilę później samobójcze trafienie Nacho dało Betisowi zasłużone prowadzenie. Nie bez znaczenia było zejście kontuzjowanego Marcelo – bez niego ataki gości były niemrawe, toporne, ale w sumie to żadne tłumaczenie. Na stojąco się nie wygrywa, nie w lidze hiszpańskiej. Mimo ofensywnego składu Real grał po prostu zatrważająco źle.
Drugą połowę goście rozpoczęli kapitalnie, bo po rzucie rożnym gola wyrównującego zdobył głową Ramos (jak nie idzie z gry, trzeba liczyć na stałe fragmenty), a potem poszli za ciosem, naciskali i wyszli na prowadzenie w 59 minucie, gdy swojego drugiego gola strzelił Asensio (był to gol nr 6000 Realu Madryt w 1929 meczu ligi hiszpańskiej). Widocznie rozmowa w przerwie dała piłkarzom do myślenia, bo oglądaliśmy inny Real, inne nastawienie, a poza golami swoje dwie okazje miał jeszcze Bale, wcześniej nieobecny w tym meczu. Ta efektowna remontada miała swój dalszy ciąg – w 65 minucie swoją bramkę strzelił Ronaldo wyrównując rekord Raúla, który trafiał w 264 spotkaniach w barwach Królewskich. Kolejne minuty to już wyhamowanie impetu i kontrola wydarzeń boiskowych, ale w końcówce znów zrobiło się gorąco. W 85 minucie León dał Betisowi życie i nadzieję na remis, ale tuż przed końcem na boisko wszedł Benzema i okazał się jokerem. Zawodnik, który ma w lidze 2 gole, trafił w doliczonym czasie ustalając wynik na 5-3 dla Realu. Madrytczycy zagrali świetną drugą połowę (znów tylko 45 minut!) i zatarli złe wrażenie sprzed przerwy. Paryżanie strzelili wczoraj swojemu rywalowi 5 bramek – dzisiaj to samo zrobił Madryt. Można? Można… Wystarczy chcieć.
Plus meczu: Asensio