Hiszpańska liga już dawno odjechała Realowi. 10 punktów straty do Barcelony po zaledwie 12. kolejkach mówi samo za siebie. W wielu meczach madrytczycy grali o tempo wolniej od rywala, mniej biegali, brakowało im zawziętości, przyspieszenia, akcji na jeden kontakt, pomysłu, pressingu. Jakby im nie zależało. Jakby zwycięstwo miało przyjść bez wysiłku. To tak nie działa, trzeba dać z siebie więcej, nawet jeśli trener zaklina rzeczywistość mówiąc, że jest dobrze. Nie jest. Ale pojawiło się światełko w tunelu – w ostatni wtorek w Lidze Mistrzów Real wygrał 6-0 na Cyprze. Nie prezentował jakiegoś wybitnego poziomu, a i rywal do mocarzy nie należy, ale czy mocarzami są Betis, Levante czy Girona? Liczy się co innego – wraz ze skutecznością pojawiła się nadzieja, że ta dyspozycja przywróci napastnikom pewność siebie i znajdzie przełożenie na mecze ligowe. A jest o co walczyć, bo 2 gole po 12. seriach gier duetu Ronaldo-Benzema to nie tylko najgorszy wynik w historii klubu, ale pośmiewisko dla całej piłkarskiej Europy. W pięciu najsilniejszych ligach gorsze statystyki ma tylko para napastników Benevento, outsidera włoskiej Serie A, który przegrał wszystkie 13 meczów. Dla porównania w PSG Cavani i Neymar zdobyli dotychczas 22 gole, a w Lyonie Fekir i Mariano 20 bramek. Tak, tak, ten Mariano olany przez Zidane’a i sprzedany za grosze w Ligue 1 trafił już 9 razy! A nie ma obok siebie Asensio, Isco, Kroosa czy Modricia (możę dlatego?). Dodam, że Ronaldo z Benzemą na tym etapie rozgrywek nigdy nie zeszli poniżej 10 goli, a w sezonie 2014/2015 mieli łącznie 27 bramek. Ale wtedy Cris trafiał wszystko, teraz ma skuteczność poniżej 2% (55 strzałów zamienił na jedną bramkę). Najwyższy czas zacząć poprawiać te wstydliwe liczby. Dzisiaj na Bernabéu była okazja to zrobić w meczu z Málagą, jedną z najsłabszych drużyn La Liga, dotąd bez punktu i nawet bez bramki na wyjazdach.
„Jesteśmy na dobrej drodze, mamy dobrą energię, jesteśmy nastawieni pozytywnie, mentalnie czujemy się mocni”, mówił przed meczem Zidane. „Mamy stratę do lidera i wiemy, gdzie jesteśmy oraz co trzeba zrobić.” Niestety na boisku nie było tego widać. Real wymęczył zwycięstwo, ale zagrał bardzo słabo, bez błysku i bez stylu. Dziurawa i spanikowana obrona, ospała i mało kreatywna pomoc i nieskuteczni, niemrawi napastnicy – to najlepsza charakterystyka tego, co widzieliśmy w wykonaniu Królewskich. Dyspozycja wielu graczy nadal jest kiepska (przy prostych zagraniach czy przyjęciach piłki popełniają szkolne błędy, niegodne tej klasy rozgrywkowej), a Zizou uparcie stawia na te same wypalone nazwiska. Dziś znów nie wystawił młodych nabytków, którzy nawet z ligowym outsiderem nie dostają szans (po co kupiono Ceballosa czy Llorente – nie mam pojęcia) i było wiadomo, że znów z boiska będzie wiało nudą. Jeszcze początek spotkania był obiecujący, bo w 9. minucie Ronaldo trafił w poprzeczkę i piłkę do pustej bramki dobił Benzema, ale potem wyrównał Rolán i w 13. kolejce Malága mogła się cieszyć z pierwszej wyjazdowej bramki w tym sezonie. Akcję zawalił Kroos, który chwilę później częściowo się zrehabilitował, bo po jego dośrodkowaniu z rzutu rożnego na 2-1 trafił głową Casemiro. W drugiej połowie wyrównał Chory Castro, który skorzystał z hektarów wolnej przestrzeni, jakie zostawiali obrońcy, i z prostego błędu Casilli, który powinien obronić ten strzał. Zapachniało sensacją, bo Królewscy dalej nie potrafili niczego ciekawego stworzyć. Pomógł faul na Modriciu, po którym sędzia w 75. minucie podyktował jedenastkę. To ważne wydarzenie, bo to pierwszy rzut karny dla madrytczyków w tym sezonie – wcześniej kilku ewidentnych nie odgwizdano. Strzał Ronaldo i tak obronił Roberto, lecz dobitka Portugalczyka była skuteczna. Trzeba przyznać, że CR7 był aktywny (w strzałach, bo drybling i rozegranie dalej leżą) i mógł skończyć mecz z hat-trickiem – jego uderzenie głową cudem wybronił golkiper, a drugiego prawidłowego gola arbiter nie zaliczył dopatrując się wydumanego spalonego. Nie zmienia to faktu, że Real zagrał bardzo słabo i w takiej formie to będzie walczył o podium, a nie o mistrzostwo. Nie ma magii, nie ma nawet przyzwoitych akcji. Dzisiaj Marcelo nic nie grał, Kroos zwalniał każdą akcję, Isco poszedł na kawę, bo trudno go było zauważyć, a i Benzema poza bramką nic nie pokazał (a nie, przepraszam, pokazał jak marnować kolejną setkę, gdy będąc sam na sam z Roberto oddał ni to strzał, ni podanie). Przykro się ogląda, jak królewski klub przez ostatni kwadrans na własnym stadionie gra na czas z ligowym outsiderem. To smutne, gdy 18. drużyna w tabeli przyjeżdża do Madrytu i walczy z mistrzem Hiszpanii jak równy z równym.
Szkoda czasu na dłuższe refleksje, piszę o tym niemal co tydzień. Zidane nie ma żadnego pomysłu na grę (bezproduktywne wymienienie piłki w środku przez pomocników, potem „zaskakujące” dogranie na skrzydło i niecelna wrzutka, i tak do znudzenia…), nie jest wytrawnym taktykiem, nawet nie potrafi zmotywować zawodników do większego wysiłku, nie wpoił im i nie wyćwiczył żadnych ciekawych rozwiązań – poza zwalnianiem akcji i podawaniem w bok lub do tyłu. Jego bronią było stworzenie dobrej atmosfery, na chwilę to wystarczyło, ale gdy zlikwidował konkurencję swoim ulubieńcom i wypaczył sens rywalizacji, już nie jest tak dobrze. Real w obecnej dyspozycji to drużyna, jakich są dziesiątki w Europie. Fajnie, że panowie dopisali sobie dzisiaj 3 punkty, ale chyba nikt nie spodziewał się czego innego. Real gościł drużynę, która w 12 meczach zdobyła 7 punktów i strzeliła 9 bramek. Tu miała być dominacja, goleada, przełamanie napastników, a nie drżenie o wynik do ostatniej minuty. A przecież prawdziwe testy będą dopiero w następnych kolejkach, gdy Real odwiedzi Bilbao, Vigo i Villarreal, a u siebie podejmie Sevillę i Barcelonę. W tych meczach potrzebny jest komplet punktów, co zakrawałoby na cud, ale nie takie cuda świat widział. Dopóki piłka w grze, trzeba wierzyć. Jeśli do końca roku przewaga Barcelony nie stopnieje, albo wzrośnie, o obronie mistrzostwa można będzie zapomnieć. Ja widząc te męczarnie leniwych gwiazdorów właściwie już zapomniałem.
Minus meczu: Kroos, Marcelo