tocokocham.com

Moda na Baby Shower (po polsku Bociankowe) dotarła do Polski ze Stanów Zjednoczonych, ale organizowanie takich imprez jest również popularne w krajach anglosaskich. W Polsce dopiero raczkuje, chociaż moje siostry, mama i kuzynki, były już na takich imprezach. Ja również postanowiłam z ich pomocą zmierzyć się z Bociankowym dla mojej córki Moniki, która była główną bohaterką imprezy.

Baby Shower to impreza przygotowana dla przyszłej mamy, w której biorą udział same kobiety – rodzina, przyjaciółki i koleżanki, a nazwa nawiązuje do „prysznica prezentów”, którymi jest zalewana mama dla jej nienarodzonego jeszcze dzidziusia w ostatnich tygodniach ciąży. Podarunki ofiarowywane przyszłej mamie zazwyczaj stanowią część wyprawki lub związane są z dzieckiem i macierzyństwem.

Na początku chciałam zrobić Monice imprezę-niespodziankę, ale szybko zwietrzyła podstęp i chciała brać czynny udział w przygotowaniach. Monika jest perfekcjonistką i dlatego część rzeczy wzięła na siebie – przygotowała piękne okazjonalne ciasteczka, tort i dekoracje.

Ja zajęłam się menu, a w przygotowaniach pomagała mi mama, siostra Ula i siostrzenica Aga. Impreza była w formie szwedzkiego stołu ze słodkim kącikiem, prawie bezalkoholowa za wyjątkiem lekkiego, różowego ponczu.

Monika zaprosiła gości poprzez utworzone na fb wydarzenie. Bez jej wiedzy na prośbę dziewczyn utworzyłam drugie wydarzenie, odnośnie zakupu prezentów. To był dobry pomysł na stworzenie listy podarunków – droższych oraz tańszych, i umieszczenie jej w internecie, chociaż muszę przyznać, że zastanawiałam się, czy tak wypada? Ale przecież nie tylko o prezenty tutaj chodzi. Istotą Bociankowego jest głównie okazanie radości z faktu, że niedługo na świecie pojawi się bejbik.

Cała impreza odbywała się pod znakiem świętowania, bo gdy maleństwo przyjdzie na świat, ciężko będzie znaleźć  czas Monice na spotkania z przyjaciółkami, a przynajmniej z ich częścią. To był  więc dobry moment na spotkanie bliskich kobiet, bo po porodzie wszystko będzie się kręcić wokół dziecka.

Były różowe baloniki,

przeróżne dekoracje,

przedurodzinowy tort,

a także „torty pieluszkowe”.

Były również ploteczki, żarciki i zabawy z nagrodami. Pierwsza polegała na zdrapaniu zdrapek – trzy jednakowe pola – buźki, smoczki, grzechotki, buciki – wygrywają. Wygrała Monika i Fariza. Druga polegała na odcinaniu ozdobnej taśmy odpowiadającej obwodowi brzucha Moni – wygrała Agnieszka i Szukrona. Trzecia, przy której było najwięcej radości, polegała na ubiciu masła – cztery ochotniczki dostały po słoiku półlitrowym ze szklanką śmietanki w środku i miały z tego zrobić masło. Moim faworytem była moja mama, ale chyba zbyt ambitnie podeszła do tematu nadmiernie potrząsając słoikiem, i masła nie było widać! Wygrała Ania, a my mieliśmy pyszne, świeże masło na śniadanie.

Były również wspaniałe prezenty. It’s a girl!

Monika świetnie się bawiła, była radosna i pozytywnie nastawiona do zmian, które ją wkrótce czekają, bo  narodziny dziecka zmieniają życie o 180 stopni i nigdy nic już nie będzie takie samo! Dzięki takim wesołym, towarzyskim spotkaniom łatwiej przełamać stereotypy.
Ciekawa jestem, czy u nas przyjmie się tradycja baby shower? W Polsce wciąż panuje wiele przesądów i zabobonów nie pozwalających cieszyć się kobiecie w ciąży z dzidziusia przed jego narodzinami.

Każda uczestniczka spotkania otrzymała na koniec prezencik od przyszłej mamy jako podziękowanie.

A po porodzie niech cieszą się Panowie na tradycyjnym polskim „pępkowym”!