MOSTLY AUTUMN Sight Of Day

Mostly Autumn Sight Of Day recenzjaMOSTLY AUTUMN
Sight Of Day
2017
altaltaltaltalt
Kto by pomyślał, że mistrzowie art rocka z Mostly Autumn grają razem już ponad 20 lat. Jak ten czas leci. Miło wspominam ich początki, bo po abdykacji wielkich grup z lat 70. dawali nadzieję na godną kontynuację „genesisowych” klimatów. Niestety z czasem Brytyjczycy z artrockowych wirtuozów malujących wielobarwne, przestrzenne obrazy przeistoczyli się w rockowych rzemieślników pstrykających cyfrowe fotki. Czasem bardzo ładne, ale to nie to samo. Szerzej pisałem o tym komentując album Dressed In Voices z 2014 roku, któremu ewidentnie brakowało wyrazistych, porywających kompozycji. To zresztą problem, z jakim Brytyjczycy borykają się od dłuższego czasu, zwłaszcza gdy do zespołu dołączyła wokalistka Olivia Sparnenn, prywatnie żona założyciela i głównego kompozytora Bryana Josha, a muzyka zaczęła niepokojąco dryfować w kierunku prostego folk rocka (moje pierwsze skojarzenie to Blackmore’s Night, aczkolwiek u Mostly Autumn na szczęście wciąż jeszcze jest więcej rocka). Jak sobie poradzili na nowym wydawnictwie, na które kazali czekać aż trzy lata? Znaaacznie lepiej…

Już sam początek albumu dowodzi, że mamy do czynienia z nową jakością. Niemal 15-minutowa kompozycja tytułowa sygnalizuje swoisty powrót do źródeł. Nawet nie tyle pod względem melodycznym, ile samej koncepcji albumu. Wreszcie mamy rozbudowane formy (aż 73 minuty muzyki i tylko 10 nagrań, w wersji deluxe jeszcze 7) i odejście od piosenkowej formy, jaka na dłuższą metę nie przystoi tuzom progresywnego rocka. Trudno powiedzieć, na ile to zasługa muzyków pamiętających stare dobre czasy (do składu powrócił gitarzysta Chris Johnson, a także flecistka Angela Gordon), ale pierwszy raz od wielu lat miałem taką frajdę słuchając nagrań zespołu. Przede wszystkim tych epickich, wielowątkowych, o zmiennym nastroju, z porywającymi solówkami Josha jak właśnie Sight Of Day oraz drugi gigant, ponad 10-minutowy Native Spirit, równie porywający i na dodatek ozdobiony orkiestrową aranżacją. Ale nie tylko. Miłośnicy ascetycznych brzmień znajdą tu urokliwe ballady The Man Without A Name i Heart Body And Soul z bonusowego krążka (tylko pianino i anielski wokal Olivii) czy Raindown z gościnnym udziałem skrzypaczki Anne Phoebe. Fanów ostrzejszego grania (jeśli tacy w ogóle sięgają po Mostly Autumn) może zadowolić dynamiczny utwór Only The Brave, poza niezłą melodią wyróżniający się partią na dudach Troya Donockleya z Nightwish. Wymieniłem sporo, a jest jeszcze kilka naprawdę niezłych kompozycji także na drugiej płycie, dlatego polecam nabycie właśnie tej rozszerzonej wersji wydawnictwa.

Być może mój entuzjazm po części wynika z rozczarowania poprzednim albumem i na wyrost podciągam ocenę w górę, bo przecież Sight Of Day nadal daleko do piękna wczesnych krążków, ale skoro Brytyjczycy od dawna przeplatają dobre albumy słabszymi (taki ich urok – twórczość Mostly Autumn to sinusoida), warto docenić, że tym razem poszli we właściwym kierunku. Oby tę formę utrzymali za dwa/trzy lata przy okazji prezentacji kolejnej płyty.

Udostępnij

Post Author: Sławek

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Potwierdź, że nie jesteś automatem: