BASTILLE DAY Dzień Bastylii

Bastille Day Dzień Bastylii recenzja Idris ElbaBASTILLE DAY
Dzień Bastylii
2016, Francja, USA, Wielka Brytania
akcja
reż. James Watkins

Filmy sensacyjne często powielają klasyczny schemat bohatera. To niezłomny idealista, odporny na korupcję i wszelkie finansowe pokusy, mądrzejszy od wszystkich dookoła, kojarzący fakty szybciej i lepiej od przełożonych, z którymi z racji trudnego charakteru często bywa skonfliktowany. Cechuje go upór w dążeniu do celu i chociaż nieraz działa na własną rękę, jest bardzo skuteczny, a przez to niezbędny. Taki właśnie jest agent CIA Sean (kapitalny Idris Elba), który w przeddzień francuskiego święta narodowego, jakim jest 14 lipca (dzień zdobycia Bastylii), musi niemal w pojedynkę rozwikłać sprawę ataku bombowego, jaki postawił na nogi Paryż powodując wzrost agresji na ulicach i zamieszki na tle rasowym. Niemal, bowiem do pomocy ma drobnego złodziejaszka Michaela (Richard Madden), który jest zmuszony mu towarzyszyć.

James Watkins rzadko zasiada na fotelu reżysera (to dopiero jego czwarta pozycja w filmografii Anglika), ale gdy już się zdecyduje, warto poznać efekty. Zaintrygował debiutem Eden Lake, potwierdził klasę horrorem Kobieta w czerni i serialem Czarne lustro, a teraz z impetem wkroczył w świat sensacji. Dzień Bastylii w kinach pokazywany był rok temu, lecz nic się nie zestarzał. Warto dodać, że obraz gotowy był znacznie wcześniej, jednak po niepokojących wydarzeniach we Francji premierę opóźniono. To kino typowo rozrywkowe, czerpiące garściami z sensacyjnej klasyki, z twistami fabularnymi i wyrazistym bohaterem. Coś dla wielbicieli okraszonych mięsistymi dialogami akcyjniaków z Jasonem Stathamem. Idący do przodu jak czołg Idris Elba, który swą charyzmą mógłby obdzielić kilka filmów, tutaj dzielnie nadrabia nijakość roli swego towarzysza z planu. Richard Madden, czyli Robb Stark z Gry o tron, wydaje się jakby nieobecny myślami i stanowi najsłabsze ogniwo obsady. Jednak nawet jeśli duet Elba/Madden nie rzuci wyzwania klasykom Gibson/Glover, Willis/L. Jackson czy Murphy/Nolte, film Watkinsa i tak ma wystarczająco dużo atutów.

Wiele obiecuje już pierwsza scena, gdy naga Zoë (Charlotte Le Bon) hipnotyzuje tłum pod Bazyliką Sacré-Cœur odwracając uwagę od buszującego kieszonkowca. I potem jest naprawdę nieźle (jak na niskobudżetowe kino klasy B) – Dzień Bastylii ma odpowiednie tempo, niebanalnych bohaterów, stopniowane napięcie, szczyptę humoru i kilka zapadających w pamięć sekwencjami (mistrzowskie zdjęcia kaskaderskie z pościgu po dachach Paryża, akcja w więźniarce). To więcej niż oferują droższe filmy bardziej znanych twórców. Oczywiście w prostym jak drut scenariuszu sporo naiwnych rozwiązań i cudownych przypadków, ale praktycznie każda historia sensacyjna jest mniej lub bardziej naciągana, nie należy więc robić z tego nadmiernego problemu. Taka konwencja. Tym bardziej, że całość jest logiczna (pokazuje, że czasem wystarczy drobna manipulacja, by wyzwolić nienawiść) i dobrze wyważona, zalatuje klimatem dobrego, starego Bessona i może tylko sztampowa końcówka trochę psuje wrażenie, ale i tak nie odbiera przyjemności z seansu. Czy będzie dalszy ciąg przygód agenta Briara – czas pokaże.

Udostępnij

Post Author: Sławek

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Potwierdź, że nie jesteś automatem: