WOMAN IN BLACK Kobieta w czerni

Woman In Black Kobieta czerni Daniel RadcliffeWOMAN IN BLACK
Kobieta w czerni
2012, Wielka Brytania
horror, reż. James Watkins

James Watkins, reżyser znakomitego Eden Lake, tym razem straszy widza w zupełnie inny, irracjonalny sposób. Jakoś mi umknął wcześniej ten świetny film z Danielem Radcliffe’em w roli głównej, a to przecież jego pierwsza poważna rola od czasów Harry’ego Pottera. Od razu dodam – rola podwójnie trudna. Po pierwsze – i tak wszyscy kojarzą jego twarz z nastoletnim czarodziejem i tylko czekają, kiedy wyjmie różdżkę. Musi żyć z tym piętnem. Nie będzie mu łatwo zmienić image, dla wielu już na zawsze pozostanie Harrym. Po drugie – aktor od razu został rzucony na głęboką wodę, bo niemal nie schodzi z ekranu i praktycznie to on robi ten film. Reszta aktorów jest tylko niewyraźnym tłem. I trzeba przyznać, że poradził sobie całkiem nieźle. Wybitnym aktorem nie jest, ale rolę udźwignął.
Kobieta w czerni powstała na podstawie powieści Susan Hill, jest to remake filmu telewizyjnego z lat 80. Radcliffe wcielił się w postać zrozpaczonego ojca czteroletniego syna, którego matka zmarła przy porodzie, a jednocześnie notariusza, którego posada wisi na włosku. Firma daje mu ostatnią szansę – musi pojechać do niewielkiej wioski, aby uporządkować sprawy spadkowe po zmarłej klientce. Na miejscu okazuje się, że jej posiadłość kryje w sobie straszną tajemnicę, a miejscowi ludzie nie chcą mówić o tym, co wydarzyło się przed laty. Twierdzą, że dom na Węgorzowych Moczarach jest przeklęty i nawiedzany przez ducha kobiety, która za życia została przez mieszkańców skrzywdzona. Teraz w ramach zemsty zabija okoliczne dzieci. Historia może nie jest zbyt oryginalna, ale nie sam scenariusz jest główną siłą filmu Watkinsa. Jest nią niesamowity, gotycki klimat opowieści. To horror żywcem wyjęty z klasyki kina. Nie spodoba się miłośnikom krwawej jatki – to nie jest obraz dla bezmózgowców. To porcja starego, dobrego kina dla ludzi, którzy od filmu oczekują znacznie więcej niż tylko tanich chwytów. Ciekawie zawiązana akcja, mroczna atmosfera, podkreślona szaroniebieską kolorystyką obrazu, ponura pogoda, fantastycznie złowieszcze plenery, spowita we mgle wioska, wrogo nastawieni mieszkańcy, otoczona bagnami posiadłość, do której można dojechać tylko w określonych godzinach, tajemnicze zgony. To wszystko było w wielu filmach, ale nie zawsze właściwie użyte. W opowieści Watkinsa wszystko jest na swoim miejscu. Napięcie jest budowane stopniowo, we właściwy i niezbyt nachalny sposób. Tempo akcji momentami może zbyt wolne, ale to zamierzony efekt. Reżyser umiejętnie rozładowuje atmosferę, gdy sytuacja tego wymaga – pewne sceny są na swój sposób zabawne (np. kobieta, która po stracie dziecka „usynawia” dwa małe pieski i sadza je przy stole do kolacji). Można oczywiście narzekać na niektóre użyte środki, ale po co? Jako całość film przekonuje. Mnie na pewno. Lubię taki klimat. Jedyne, co mi przeszkadzało, to trochę dziwaczna, wydumana końcówka i brak budowania więzi z widzem przez głównego bohatera. Trudno było mu kibicować i przejąć się jego losem. Ale to wina scenariusza, a nie aktora.
Szkoda, że pan Watkins tak rzadko zasiada za kamerą. To dopiero jego drugi film, ale może na następny nie trzeba będzie czekać kolejne 4 lata. Przy Kobiecie w czerni wykonał kawał dobrej roboty.
Udostępnij

Post Author: Sławek

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Potwierdź, że nie jesteś automatem: