Można powiedzieć, że Real sprawę awansu do ćwierćfinału Copa del Rey rozstrzygnął tydzień temu wygrywając z Sevillą 3-0. Chociaż w futbolu wszystko jest możliwe, rewanż wydawał się formalnością. Zinédine Zidane czuł się na tyle pewnie, że znów pozostawił w domu wielu graczy pierwszego składu (odpoczywają Modrić i Cristiano, lekkie urazy leczą Isco i James, a wciąż kontuzjowani są Pepe i Bale). Zabrakło głównego reżysera gry i głównego strzelca, ale szansę na występ dostali inni, którzy też stanowią ważne ogniwo drużyny. Madrytczycy walczyli przede wszystkim o awans, lecz także o podtrzymanie imponującej serii meczów bez porażki. Udały się obie rzeczy – Real zremisował i pobił rekord Barcelony z poprzedniego roku. Od dzisiaj najlepszy w Hiszpanii wynik kolejnych meczów bez porażki wynosi 40. A licznik nadal bije…
Na Pizjuán nie było łatwo. Sevilla okazała się lepsza od Królewskich w każdym aspekcie gry poza jednym – ilości strzelonych goli. Była dokładniejsza, szybsza, bardziej intensywna, zawodnicy lepiej się ustawiali, wygrywali większość pojedynków, przejmowali niemal każdą piłkę i rządzili w środku pola atakując całą drużyną (a to ponoć w Madrycie jest najsilniejsza pomoc, przynajmniej na papierze, bo na boisku niekoniecznie). Real już dawno przez nikogo nie był tak zdominowany, piłkarze przez wiele minut nie byli w stanie opuścić własnej połowy boiska, zwłaszcza przed przerwą ta przewaga kłuła w oczy. W 10 minucie Danilo wprawdzie strzelił gola, ale niestety do własnej bramki, a potem gospodarze walili jak w bęben. Szczęśliwie dla gości – zwykle w środek bramki Casilli. Podopieczni Zidane’a też mieli swoje szanse, jednak nie trafiali. Wyróżniał się aktywny Mariano, natomiast zagubiony niczym dziecko we mgle był Morata.
Po zmianie stron mecz się otworzył. W 48 minucie Asensio popisał się rajdem przez całe boisko niczym Bale w pamiętnym finale Pucharu Króla z Barceloną w roku Décimy i zakończył swą akcję efektownym trafieniem. W odpowiedzi Jovetić strzelił na 2-1, a w 77 minucie trafił Iborra i w Sewilli odżyły nadzieje na odrobienie strat z Madrytu. Potrzeba było dwóch bramek, a Real prezentował się niemrawo i chaotycznie. Jednak Królewscy mają charakter, a w tym sezonie również furę szczęścia. Przydało się jedno i drugie. W 82 minucie wychodzący na czystą pozycję Casemiro został popchnięty, a rzut karny po profesorsku wykorzystał Ramos. Wydawało się, że porażka jest nieunikniona, ale w 93 minucie kapitalną akcję przeprowadził Benzema i po rykoszecie wyrównał stan meczu podtrzymując passę meczów bez porażki, która trwa od kwietnia 2016. Oby trwała dalej, bo madrytczycy za 3 dni wracają tutaj na mecz ligowy. I wiedzą, że o punkty nie będzie łatwo. Dzisiaj w składzie mocno rezerwowym zagrali bez błysku, lecz zadanie wykonali wzorowo. W tym intensywnym i ładnym dla oka spotkaniu błysnęli tylko Asensio i Benzema, każdy tylko w jednej akcji, zaś mimo straty trzech goli solidnością w bramce popisał się Casilla.
Plus meczu: Casilla, Asensio (jedna akcja), Benzema (jedna akcja)
Minus meczu: Danilo, Morata