Dokładnie rok temu, 4 stycznia 2016, nowym trenerem Królewskich został Zinédine Zidane. Francuz zjednoczył szatnię, w rok wygrał 3 trofea i całkowicie odmienił sytuację w klubie. W rocznicę tego wydarzenia Real podejmował Sevillę w ramach 1/8 finału Pucharu Króla walcząc nie tylko o korzystny wynik przed rewanżem na Estadio Ramón Sánchez Pizjuán, gdzie zawsze trudno o wygraną, lecz także o przedłużenie rekordowej serii meczów bez porażki, oraz o dobre wejście w nowy rok, co nie udało się dwóm poprzednim trenerom. Zalet Sevilli przedstawiać nie trzeba – to obecnie trzecia siła La Liga, drużyna grająca szybko i intensywnie, a tych cech Realowi Zidane’a zwykle brakuje. Na dodatek dzisiaj na boisku zabrakło też wielu podstawowych zawodników pierwszego składu – kontuzjowani są Pepe, Ramos, Kovačić, Lucas i Bale, zaś decyzją trenera wciąż odpoczywa Cristiano Ronaldo. Czym się tak zmęczył nie wiem, może przerwą świąteczną? Zidane poszedł krok dalej – zostawił na ławce także Benzemę i zamiast leciwego BBC postawił na młodość. Zaryzykował i wygrał – Królewscy zagrali tak, jak przystało na mistrzów świata, i pewnie wygrali 3-0 z mocnym rywalem. Rzadko mam okazję to pisać w tym sezonie, ale pierwszy raz od dawna na grę Blancos przyjemnie było patrzeć. Piłkarze zagrali szybko i przebojowo, często z klepki (!) i bez niepotrzebnych przestojów (zanim pod koniec nie wszedł Isco), stosowali wysoki pressing uniemożliwiając Andaluzyjczykom wyprowadzanie piłki i zmuszając do błędów. Po jednym z takich błędów Casemiro obsłużył Jamesa, a ten precyzyjnym strzałem dał gospodarzom prowadzenie. Potem świetnymi nożycami popisał się Modrić chybiając o centymetry, a strzał z woleja Marcelo obronił Rico. W 29 minucie drugą bramkę głową dołożył Varane, a przed przerwą James podwyższył na 3-0 po bardzo dyskusyjnym rzucie karnym. Królewscy nie ustrzegli się dwóch błędów w obronie, lecz wtedy sytuacje sam na sam wybronił Casilla. W efekcie podopieczni Zizou rozegrali kompletną pierwszą połowę z mocnym rywalem. Real dominował, Real rządził, Real punktował.
Po zmianie stron było już znacznie spokojniej. Sevilla rzuciła się do ataku, madrytczycy zaś nie forsowali tempa, bo pierwsze 45 minut kosztowało ich sporo sił. Gra już nie porywała, była jednak wystarczająco solidna. W ataku brakowało koncentracji i choć obie ekipy miały swoje sytuacje, wynik nie uległ zmianie. Królewscy wreszcie zagrali po królewsku i zrobili duży krok w kierunku awansu do ćwierćfinału Pucharu Króla. Ważniejsze jest co innego – intensywność i gra zespołowa, które zwykle kulały, a dzisiaj rozkwitły w pełnej krasie. Oby tak częściej, bo to powinien być standard przy Concha Espina. Kolejny raz okazuje się, że jest życie bez BBC. Oby było równie dobrze, gdy do składu wróci człapiący Benzema i wyczekujący Ronaldo. Dzisiaj duże gratulacje dla chłopaków. I dla Zidane’a za odwagę.
Plus meczu: James