Wygrany gładko w rezerwowym składzie mecz Pucharu Króla z Sevillą narobił wielkiego smaku fanom Realu Madryt. Nie chodzi nawet o sam wynik, lecz o grę Królewskich, jakiej dawno nie widzieliśmy – przebojową, pełną pasji, pressingu i kreatywnych akcji kombinacyjnych rozgrywanych często na jeden kontakt. Real przesuwał formacje i wreszcie był drużyną – wszyscy atakowali i wszyscy bronili. Na boisku zabrakło kilku podstawowych graczy, i może to właśnie było kluczem do sukcesu? Może dlatego młodzi piłkarze biegali jak nakręceni? Dzisiaj, gdy do składu wrócili zwykle dość statyczni Cristiano i Benzema, mieliśmy się przekonać, czy drużyna zachowa intensywność i radość z gry. Rywal nie był trudny – Granada to ligowy słabeusz z zaledwie jedną wygraną (ale uwaga – z Sevillą!) w 16 meczach, lecz przecież niedawno wielkie problemy na Bernabéu sprawiło niewiele lepsze Deportivo czy Sporting. Dlaczego? Bo madrytczykom zabrakło odpowiedniego nastawienia, bo się zbytnio wyluzowali, nie wkładali wysiłku, zlekceważyli przeciwnika. Nazwiska nie grają ani nikogo nie wystraszą, każdy mecz trzeba wygrać na boisku ciężką pracą i pełnym zaangażowaniem.
Spotkanie z Granadą nie było tak intensywne jak to w środę, bo też nie było potrzeby aż takiego nacisku. Andaluzyjczycy byli bezradni i nie mieli piłkarskich argumentów, a Królewscy od pierwszej minuty w pełni kontrolowali boiskowe wydarzenia strzelając co pewien czas jakąś bramkę. Golami podzielili się Isco (trafił 2 razy), Benzema (z minimalnego spalonego) i Cristiano Ronaldo, a po przerwie Casemiro (pierwsza bramka w sezonie) po perfekcyjnym dośrodkowaniu Jamesa. Bramek mogło być więcej (Real oddał 22 strzały – Granada 2) gdyby tylko zawodnikom na tym zależało. Zamiast wielkiej gry była jednak wielka kontrola, a po przerwie pilnowanie korzystnego wyniku przy jak najmniejszym wysiłku panów z przodu, co było do przewidzenia. Terminarz jest napięty, nikt nie chce się nadmiernie forsować, a 5 bramek ma swoją wymowę. Nawet z Granadą.
Dzięki tej wygranej licznik kolejnych meczów bez porażki Realu pod wodzą Zidane’a wybił 39 i jest to wyrównanie najlepszego wyniku Barcelony Luisa Enrique z poprzedniego sezonu. Jeśli madrytczycy nie przegrają w czwartkowym rewanżu Pucharu Króla na Pizjuán w Sewilli, zostaną samodzielnym rekordzistą Hiszpanii.