Kiedy pod koniec lutego Real w kiepskim stylu przegrał derby Madrytu i tracił do rozpędzonej Barcelony 12 punktów, zniesmaczony postawą madrytczyków pisałem, że zostało im do rozegrania 12 sparingów, które nie mają żadnego znaczenia. Jednak życie czasem płata figle, futbol bywa nieprzewidywalny i nawet Katalończykom trafiają się gorsze momenty. Po remisie z Villarealem Blaugrana przegrała 3 kolejne mecze i jej przewaga nad Realem stopniała do 1 punktu. Nadzieje powróciły, a walka o tytuł trwała do ostatniej kolejki. To nie byłoby możliwe, gdyby nie kapitalna postawa podopiecznych Zinédine’a Zidane’a, którzy zmienili się jak za dotknięciem magicznej różdżki i wygrali wszystkie 12 spotkań (łącznie z dzisiejszym na Riazor) cały czas naciskając na Barcelonę i zapewniając kibicom emocjonującą końcówkę zmagań o mistrzostwo Hiszpanii. Ostatecznie nie udało się wygrać tytułu, bo Katalończycy w porę się ogarnęli i też wygrali swoje ostatnie spotkania, ale taka postawa zasługuje na wielką pochwałę. Zizou przywrócił w drużynie ducha, jakiego dawno w Madrycie nie widzieliśmy. Nawet jeśli Real nie zawsze grał pięknie i efektownie – walczył i wygrywał notując rekordową serię w historii La Liga (nikt wcześniej nie wygrał na finiszu 12 meczów).
Wizyta na Riazor nigdy nie należy do łatwych, jednak dzisiaj Deportivo La Coru?a nie miało wiele do powiedzenia. Nie po to madrytczycy walczyli jak lwy przez kilkanaście kolejek, by polec na samym finiszu. Real rozegrał mecz po profesorsku zapewniając sobie wygraną już w pierwszej połowie, a po przerwie spokojnie kontrolując boiskowe wydarzenia. Po raz kolejny klasę pokazał Cristiano Ronaldo zdobywając dwa gole, a mógł ich zdobyć znacznie więcej, bo jego kolejne dwie próby zatrzymał słupek i poprzeczka. I to wszystko w ciągu 45 minut, bo po przerwie Portugalczyka zastąpił James. Druga połowa nie była zbyt ciekawa – piłkarze wiedzieli, że Barcelona pewnie prowadzi w Grenadzie i będzie mistrzem więc nie forsowali tempa, a uderzenia Marcelo, Jamesa i Bale’a efektownie bronił Pletikosa i wynik nie uległ zmianie. Realowi należą się brawa za walkę do końca i zarazem bura za odpuszczenie pierwszej części rozgrywek. Dzisiaj łatwo winić Beníteza, ale to piłkarzom w kilku meczach zabrakło chęci i zaangażowania, co w takim klubie jest niedopuszczalne.
Na osobną wzmiankę zasługuje Cristiano Ronaldo, który dzięki trafieniom na Riazor po raz szósty z rzędu przekroczył barierę 50 goli w sezonie. Ma na koncie 51 bramek (35 ligowych oraz 16 w Lidze Mistrzów), jego poprzednie liczby to 53 w sezonie 2010/2011, potem kolejno 60, 55, 51 oraz 61 w rozgrywkach 2014/2015. Wprawdzie Portugalczyk tym razem nie zdobył Pichichi – najlepszym strzelcem La Liga został Luis Suárez z 40 golami, ale i tak jego wyczyn jest wyjątkowy i godny zapamiętania.
Plus meczu: Cristiano Ronaldo, Bale