Po katastrofalnym tygodniu i dwóch remisach, które pozbawiły Real Madryt szans na jakiekolwiek trofea w obecnym sezonie, natychmiast pojawiły się spekulacje na temat odejścia trenera Carlo Ancelottiego i jego potencjalnych następców, a także liczne nazwiska piłkarzy, którzy latem powinni wzmocnić Królewskich. O ile druga kwestia najmocniej rozgrzewa głowy fanów, o tyle pierwsza wydaje się być znacznie ważniejsza, a wręcz decydująca. Jeśli przyjdzie nowy trener, to on powinien decydować o letnich zakupach. Jeśli w Madrycie pozostanie Carlo, decydujące słowo znów może mieć prezes Florentino Pérez. Włoski trener godzi się bowiem z rolą marionetki i zawsze powtarza, że ma konkurencyjną kadrę (z której notabene bardzo niechętnie korzystał – taki drobny paradoks) i nie potrzebuje wzmocnień. Jak bardzo się mylił, pokazują nie tylko zdobyte w tym sezonie trofea (czy raczej ich brak), lecz także pozbawiony energii styl gry jego drużyny. Wzmocnienia są niezbędne, zwłaszcza w bramce, linii pomocy i ataku, lecz najważniejsze jest to, by tę gwiazdorską kadrę prowadził ktoś z wizją, kto wie co robi, kto ma nowoczesne spojrzenie na futbol. Wystawiać jeden skład i grać jedną taktyką każdy potrafi, do tego nie potrzeba wielkiego doświadczenia ani lat spędzonych w najlepszych klubach świata. Ancelotti ma bogate CV, lecz przez 20 lat kariery trenerskiej zdobył zaledwie 3 tytuły mistrzowskie. Nie potrafi dobrze zarządzać kadrą i nie gwarantuje sukcesów, a Real Madryt nie należy do klubów cierpliwych. Tu nie ma czasu na porażki. Włoskiemu szkoleniowcowi należą się podziękowania za pierwszy sezon, gdy drużyna grała schematami Mourinho, a spokój i opanowanie Carlo pomogły ulepszyć to, co już nieźle funkcjonowało. Główka Ramosa w ostatniej minucie dała mu szansę na kolejny rok, jednak Carletto jej nie wykorzystał. Popełnił wszystkie możliwe błędy (wyliczałem je w artykule Carlo zostanie? po pierwszym meczu z Juventusem), a jego Realu zwyczajnie nie dało się oglądać. Uważam, że powinien odejść nie dlatego, że nic nie wygrał – bo to może się zdarzyć, to tylko sport. Powinien odejść, bo jest niereformowalny i nie wyciąga żadnych wniosków ze swoich błędów. Nawet ich nie widzi, nie umie się do nich przyznać. I nie ma żadnych szans, że to się zmieni. Pod jego wodzą Real nie będzie zachwycał swą grą i dominował nad rywalem. Będzie dalej męczył siebie i widzów, a przecież potencjał tej drużyny jest ogromny. Jeśli chcemy dobrej piłki w Madrycie, warto dać szansę komuś głodnemu sukcesu, bez wielu tytułów na koncie, kto potrafi zmotywować piłkarzy, lepiej ich poustawiać i wyciągnąć z nich 100% możliwości. Tak zrobiła Barça i się opłaciło. Tak zrobiło Atlético i kilka innych drużyn.
Uważam, że Carlo to jeden z najbardziej przeszacowanych szkoleniowców. Jest miły, sympatyczny, grzeczny, i co z tego? Jego drużyny grają nudno, bez polotu, bez ikry. A jeśli zawodnicy tak bardzo go cenią i tak bardzo chcą by pozostał w Madrycie, to dlaczego nie umierają za niego na boisku? Za Mourinho potrafili umierać. I niech nikt nie mówi, że nie mają sił, bo grają raz na kilka dni, nic innego w życiu nie robią, biegają w każdym meczu 10 km mniej od rywala, więc gdzie jest problem? Już mówię: w tym, że trener mało wymaga, a i tak zawsze ich chwali. Po co się mają przemęczać, skoro i tak mają gwarancję gry? Carlo zadowala się byle czym i zbyt często zaklina rzeczywistość. To marny taktyk, marny motywator i marny zarządca.
Wiem, że zdania są podzielone, wielu chce jego pozostania na stanowisku. Panuje mit, że to najlepszy trener dla Realu, ale to frazes tak samo fałszywy jak stwierdzenie, że Benzema jest najlepszym napastnikiem. Obaj pokazali co potrafią i lepsi nie będą. Jeśli chcemy, by magia wróciła na Bernabéu, potrzeba natychmiastowych zmian. Wraz z nowym trenerem pojawi się nowy duch i nowe nadzieje. Czas, by Real miał swego Guardiolę czy Enrique. Zmiana szkoleniowca to zawsze pewne ryzyko, wydaje mi się jednak, że większym ryzykiem jest trwanie w nijakości i liczenie, że konserwatywny Carlo odstąpi od swoich zasad i coś zmieni. Nie zmieni, zmarnujemy tylko kolejny sezon.
Nie ma dzisiaj sensu mówić o nazwiskach i spekulować, kto byłby najlepszy w jego miejsce. Moim faworytem jest Jürgen Klopp, twórca potęgi Borussii Dortmund. Wprawdzie jego ostatni sezon nie był udany, jednak wzorem Simeone potrafił zbudować coś z niczego i nauczyć drużynę grać nowoczesny, szybki futbol. Dokładnie taki, za jakim tęsknię w Madrycie. Piłkarzy bez wielkich nazwisk potrafił doprowadzić do finału Ligi Mistrzów i dwukrotnie zabrać mistrzostwo wielkiemu Bayernowi, więc co może osiągnąć ze znacznie lepszymi zawodnikami? Czy potrafi zmusić królewskich gwiazdorów do biegania trudno powiedzieć, ale w Madrycie miałby warunki bez porównania bardziej komfortowe niż w Dortmundzie. Ma wielką charyzmę i jeszcze jedną zaletę – jest dostępny. W wyścigu liczy się też zapewne Rafa Benítez, który wieku temu trenował młodzież w Castilli i podobno kończy swą obecną przygodę w Napoli. Akurat Benítez nie należy do moich ulubieńców (delikatnie mówiąc) i uważam, iż byłaby to zamiana sikerki na kijek, jednak poczekajmy na decyzje kadrowe do oficjalnego zakończenia sezonu 2014/2015. Podobnie zostawmy plotkarskie dywagacje, czy David De Gea zasili Real (chociaż Manchester United oferuje bramkarzowi dwukrotnie wyższą pensję), czy słabiutkie ostatnio BBC się nie rozleci oraz czy w środku pola zobaczymy Pogbę, Reusa albo Varrattiego. Na razie pewne jest jedno – lato w Madrycie będzie bardzo gorące. Oby słońce nie przegrzało rozpalonych głów królewskich decydentów.