Celta Vigo, która zawitała dzisiaj na Bernabéu, to bardzo niewygodny przeciwnik. Nie chodzi o to, że wygrała z Realem w poprzednim sezonie, lecz o jej postawę w obecnych rozgrywkach. Straciła zaledwie 13 bramek (tylko o jedną więcej od Realu), zremisowała z Atlético i wygrała na Camp Nou z Barceloną. Miała też wiele mniej udanych meczów, ale te wyniki budzą szacunek. Piłkarze Ancelottiego, którzy grali zupełnie bezbarwnie, dość szybko przekonali się, że nie jest łatwo strzelić gola temu przeciwnikowi. W pierwszej połowie męczyli się niemiłosiernie i chociaż oddali 12 strzałów (w tym 5 celnych), tylko raz znaleźli drogę do siatki. Z pomocą musiał przyjść sędzia, który podyktował dyskusyjną jedenastkę i w 36 minucie Cristiano mógł cieszyć się z gola. W przeciwieństwie do zgromadzonych na stadionie kibiców, którzy nie mieli okazji podziwiać wielkiego futbolu, a nurkowanie w polu karnym nie przystoi najlepszemu piłkarzowi świata i też nie daje powodu do euforii. Real zasługiwał na prowadzenie, ale niekoniecznie zdobyte w ten sposób. Spore emocje wywołała za to fantastyczna przewrotka Ronaldo, po której piłka o centymetry minęła bramkę Sergio Alvareza, oraz ewidentny faul na Bale’u w polu karnym, który jednak umknął uwadze sędziego. A może ten chciał wyrównać rachunki po wcześniejszej kontrowersyjnej jedenastce? Arbitrem zaś był stary znajomy Undiano Mallenco, którego po niedawnych meczach z Barceloną nikt w Madrycie nie kocha. Dzisiaj podejmował bardzo wiele błędnych decyzji, większość na niekorzyść gospodarzy. Nic nowego.
W drugiej połowie gra Los Blancos nie wyglądała lepiej – masa niedokładności, nieumiejętność wyjścia z własnej połowy, oddanie środka pola rywalowi, to wszystko stałe błędy Królewskich, którym ostatnio coraz trudniej wychodzi tworzenie sytuacji bramkowych. To na pewno nie jest forma na Klubowe Mistrzostwa Świata, które już za 10 dni. Celta nie bardzo umiała to wykorzystać, niemniej jej gra i pressing mogły się podobać. W 53 minucie boisko opuścił kontuzjowany James, a w jego miejsce trener wpuścił… Arbeloę. Za kreatywnego pomocnika wszedł defensywny obrońca o zerowych umiejętnościach gry z przodu! Szczęśliwie Real ma Cristiano i nie potrzebuje wielkiej gry, by zdobyć gola. Tak się stało w 65 minucie, gdy Portugalczyk mocnym strzałem podwyższył wynik. Prowadząc 2-0 Real mógł grać to, co lubi najbardziej – oddał pole rywalowi i czekał na kontry. Jedną z nich wykorzystał w 81 minucie – Marcelo zagrał do Ronaldo, a ten skompletował kolejnego hat-tricka w barwach Realu. Prawdziwy one man show na Bernabéu – po 14 kolejkach Cris ma już na koncie 23 bramki, a jego hat-trick też nosi numer 23 – to absolutny rekord Primera División (wszystkie poprzednie hat-tricki CR7 w barwach Realu tutaj). Gdy strzelał swojego gola nr 3, na boisku było już 6 obrońców, bo wcześniej Karima Benzemę zastąpił Fábio Coentr?o. W co gra Ancelotti wie tylko on sam. Dopóki jednak wygrywa, niech wystawia nawet samych obrońców. Szkoda jedynie Chicharito, który nie dostaje wielu minut i pewnie latem opuści drużynę. Meksykanin dziś wprawdzie wszedł na boisko, ale w ciągu 5 minut ledwo zdążył dotknąć piłkę. Wobec nieobecności Modricia i Khediry szansę na grę od pierwszej minuty dostł Illarramendi. Trudno powiedzieć, by Bask ją w pełni wykorzystał – grał w miarę poprawnie lecz momentami zbyt nonszalancko, zwłaszcza pod koniec spotkania. W tej drugiej kwestii niewiele mu ustępował Carvajal niepotrzebnie wikłający się w skomplikowane dryblingi. Słaby mecz rozegrał Gareth Bale, wciąż daleki od swojej optymalnej formy. Reszta zawodników grała swoje, ale błyszczał tylko jeden z nich.
Real Madryt odniósł osiemnaste zwycięstwo z rzędu wyrównując hiszpański rekord należacy do Barcelony Rijkaarda z sezonu 2005/2006. We wtorek w meczu Ligi Mistrzów z Łudogorcem pojawi się szansa na pobicie i tego osiągnięcia. Na koniec ciekawostka dla statystyków: Sergio Ramos rozegrał ligowy mecz nr 300 w barwach Realu, zaś Cristiano Ronaldo strzelił swą ligową bramkę nr 200.
Plus meczu: Cristiano Ronaldo
Minus meczu: Arbeloa