BJORN RIIS Lullabies In A Car Crash

Bjorn Riis Lullabies Car Crash recenzja AirbagBJORN RIIS
Lullabies In A Car Crash
2014

altaltaltaltalt

To nazwisko mało komu coś mówi. Bjørn Riis to gitarzysta, główny tekściarz i jeden z głównych kompozytorów norweskiej grupy artrockowej Airbag, który korzystając z rocznej przerwy aktywności macierzystej formacji (w tym czasie wokalista Asle Tostrup przemierza świat) postanowił wydać solowy album. Płytę polecił mi kolega z Universal Music i całe szczęście, że skorzystałem z tej rekomendacji. Lullabies In A Car Crash nie ustępuje dokonaniom Airbag i zawiera dokładnie takie granie, jakiego oczekuję od współczesnej odmiany rocka progresywnego. Właściwie jego artystycznej wersji, tej rozbudowanej i wielowątkowej. Może nieco zbyt romantycznej, ale nie bez kozery w tytule mamy kołysanki. Utwory Riisa trwające po 10 czy nawet 13 minut to prawdziwe muzyczne podróże penetrujące rejony znane z twórczości wczesnego Pink Floyd i innych genialnych twórców klasycznego art rocka. Ponoć, jak mówił sam autor, są to w większości niewykorzystane kompozycje z sesji kapeli – jeśli tak rzeczywiście jest, to gratuluję takich odrzutów.
51 minut muzyki. 6 utworów. Poza pierwszym, będącym zaledwie krótkim wprowadzeniem w odpowiedni nastrój, każde z nagrań zachwyca. Urzekającą melodią, baśniowym klimatem, przestrzennym brzmieniem i przede wszystkim fantastycznymi solówkami gitarowymi (żywcem ze szkółki Davida Gilmoura, i bardzo dobrze!). Dodam, że Bjørn Riis sprawdza się też jako wokalista, chociaż to nie jego delikatny głos decyduje o sile albumu. Nawet gdy go brakuje, jak w instrumentalnej kompozycji The Chase, wrażenie pozostaje równie wielkie. To bowiem niezwykle emocjonalna muzyka, a wspomniany utwór jest najbardziej dynamicznym fragmentem krążka – metalowych riffów z końca szóstej minuty nie powstydziłby się taki np. Dream Theater. W pozostałych nagraniach dominuje melancholia, tak dobrze znana z płyt Airbag – może to wszystko nie jest nowatorskie, ale co z tego? Bjørn Riis prochu nie wymyśla – on po prostu gra to, co lubi, a robi to nadzwyczaj pięknie.
Lullabies In A Car Crash to prawdziwa perła wśród tegorocznych artrockowych wydawnictw. Album, jaki powinien był nagrać Pink Floyd w hołdzie Rickowi Wrightowi, gdyby Gilmour nie był kompletnie wyjałowiony z pomysłów. On też wykorzystał odrzuty z sesji, ale The Endless River od płyty Riisa dzieli przepaść. Uczeń przerósł mistrza? Nic nikomu nie ujmując – tym razem zdecydowanie tak.

Udostępnij

Post Author: Sławek

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Potwierdź, że nie jesteś automatem: