COSMOGRAF
Capacitor
2014
Cosmograf to autorski projekt muzyczny brytyjskiego multiinstrumentalisty Robina Armstronga, który gra na gitarze, klawiszach, basie i perkusji, sam też śpiewa i jest producentem własnych utworów, które nagrywa przy udziale zaproszonych muzyków. Pisałem o tym szerzej recenzując jego poprzednie dzieło, album The Man Left In Space. Po nowy krążek sięgnąłem z nieukrywaną przyjemnością, bo wiedziałem, czego oczekiwać i musiałem odreagować po koszmarnym upiorku, jaki zafundowali słuchaczom muzycy z grupy Yes. Okazuje się, że jeden facet ma więcej wyobraźni niż wielcy klasycy art rocka. Capacitor to jedna z najlepszych płyt Armstronga (raptem było ich 5). Trudno ocenić, czy nawet nie najlepsza, bo to wciąż bardzo podobne granie i nie ma sensu go wartościować. Jeśli ktoś lubi Pink Floyd, Camel, stary Eloy czy Genesis – słuchając nowych kompozycji Cosmografu poczuje się jak u siebie w domu. Pastelowe pejzaże tworzone przy pomocy głosu, gitary i elektroniki (+ przeróżnych przeszkadzajek) czarują od pierwszego dźwięku towierającego zestaw The Spirit Capture. Czy da się uchwycić ludzką duszę? Czy rzeczywiście waży 21 gramów? Czy to ona jest nową formą energii skumulowanej za życia w ludzkim ciele? Zgodnie z teorią Einsteina energia nie może zostać zniszczona, a jedynie zmienić formę.
Capacitor to concept album, do tego Cosmograf już przyzwyczaił swoich słuchaczy. Jednak bardziej niż historie o duchach interesuje mnie sama muzyka. Jest delikatna i refleksyjna. Jest wielka i podniosła. Piękna i wielobarwna. Epicka i monumentalna. Nieprzyzwyczajonych może znudzić ale wrażliwych z pewnością oczaruje. Oczywiście nie każdy utwór porywa, ale te z drugiej części albumu to prawdziwy cr?me de la cr?me. 10-minutowy White Car i finałowy Stuck In The Wood to prawdziwe dzieła progresywnego rocka. Na tyle dobre, że tym razem nieco podniosę ocenę, bo Capacitor jako całość przekonuje mnie bardziej niż wspomniany The Man Left In Space.
Capacitor to concept album, do tego Cosmograf już przyzwyczaił swoich słuchaczy. Jednak bardziej niż historie o duchach interesuje mnie sama muzyka. Jest delikatna i refleksyjna. Jest wielka i podniosła. Piękna i wielobarwna. Epicka i monumentalna. Nieprzyzwyczajonych może znudzić ale wrażliwych z pewnością oczaruje. Oczywiście nie każdy utwór porywa, ale te z drugiej części albumu to prawdziwy cr?me de la cr?me. 10-minutowy White Car i finałowy Stuck In The Wood to prawdziwe dzieła progresywnego rocka. Na tyle dobre, że tym razem nieco podniosę ocenę, bo Capacitor jako całość przekonuje mnie bardziej niż wspomniany The Man Left In Space.