STEEL PANTHER
All You Can Eat
2014
All You Can Eat to już 4. album Steel Panther, amerykańskiej kapeli metalowej z Los Angeles (licząc też krążek Hole Patrol wydany pod nazwą Metal Shop) i kolejny krok ku komercjalizacji ich muzyki. Nie wiem, czy można tu jeszcze mówić o metalu – nowym utworom bliżej do hard rocka zmieszanego z glam rockiem, z mocnymi ukłonami w stronę lat 80. Mówiąc po polsku: trochę to lekkie i na dłuższą metę nużące. Nawet jeśli niektóre pojedyncze kawałki jakoś się jeszcze wybronią, ciężko przebrnąć przez całą płytę złożoną z podobnych, choć na pewno wpadających w ucho nagrań. Humorystyczne i mało wybredne teksty pozostały, ale co z tego, skoro trudno spamiętać miałkie melodie? Lubię w takich przypadkach odnosić się do Bon Jovi (notabene wokalista Michael Starr głosem i stylem śpiewania przypomina Jona Bon Jovi), który kiedyś potrafił robić nośne, przebojowe kawałki (pamiętacie Livin’ On A Prayer?), a z czasem stał się synonimem pseudorocka czy raczej cukierkowatego pop-rocka dla młodych panienek. Najlepszy przykład to ostatnia płyta kapeli z trafnym tytułem What About Now. No właśnie… Ze Steel Panther nie jest jeszcze tak źle, bo grają o niebo lepiej niż Bon Jovi, a ich utwory wciąż mają sporo ognia, lecz panowie podążają w podobnym kierunku. A przecież bywało ostrzej i bardziej wyraziście, choćby na płycie Feet The Steel 5 lat temu. Dzisiaj tej stali za bardzo nie czuć, ale jeśli szukacie dynamicznej, pop-rockowej płyty na imprezę z melodyjnymi, dobrze zagranymi kawałkami, All You Can Eat będzie jak znalazł. Co z tego, że nie rozpoznacie, który z nich właśnie leci. Czy to ważne?
Gdybym jednak coś z tego musiał wybrać, polecam B.V.S. (dobre tempo i zadziorna melodia), Bukakke Tears (potencjalny hicior) i Gangbang At The Old Folks Home (ma coś z Van Halen, fajne gitary, niezły utwór). Jeśli te numery Wam nie podejdą, możecie śmiało odpuścić resztę.
Gdybym jednak coś z tego musiał wybrać, polecam B.V.S. (dobre tempo i zadziorna melodia), Bukakke Tears (potencjalny hicior) i Gangbang At The Old Folks Home (ma coś z Van Halen, fajne gitary, niezły utwór). Jeśli te numery Wam nie podejdą, możecie śmiało odpuścić resztę.