Szanując swoje zdrowie psychiczne uciekam od polityki i rzadko komentuję bieżące wydarzenia, jednak wybory to zbyt ważna sprawa, by nie napisać kilku słów. Wprawdzie te europejskie nie mają bezpośredniego przełożenia na sytuację w Polsce, ale się odbyły i ich wynik budzi niepokój. Polacy skompromitowali się zawstydzająco niską frekwencją, która dowodzi, że mamy wszystko gdzieś i nie bardzo nam zależy, by o sobie decydować. Niepokoi też fakt, że wyborów do Parlamentu Europejskiego omal nie wygrała partia wybitnie antyeuropejska, dowodzona przez polityka rodem z XIX wieku. To byłby wstyd i żenada. Różnica między zwycięską PO a przegranym PiS jest tak niewielka (0,35% głosów), że choć to siódma kolejna porażka partii Jarosława Kaczyńskiego, można ją wręcz uznać za remis, i PiS z pewnością dostanie przysłowiowy wiatr w żagle. Z kolei premier Tusk już wie, że ma z kim przegrać i może weźmie się do roboty, by nie oddać Polski w ręce szaleńca w przyszłorocznych wyborach parlamentarnych.
Nie śledziłem kampanii wyborczej, bo dość mam pustych obietnic i sztucznych uśmiechów ludzi, dla których najważniejsze jest dorwanie się do koryta, a nie zrobienie czegoś dobrego dla wyborców. Zauważyłem jednak, że prezes Kaczyński powrócił w swoim starym stylu, narzekając na Tuska i obwiniając go za całe zło na świecie. Zapamiętałem tylko jedno hasło prezesa: „powódź to wilk„. To nie żart, tak powiedział, przypominając „fragment Biblii o dobrym pasterzu, który zostaje ze swoimi owcami, kiedy przyjdzie wilk. Otóż powódź to wilk. Pasterz uciekł.” Jeśli ktoś dotychczas nie wiedział, co to jest powódź, to już teraz dostał wyczerpujące wyjaśnienie. Zapewne podczas rządów PiS powodzi nie będzie, pociągi nie będą się spóźniać, znikną kolejki do lekarzy, zapanuje powszechna szczęśliwość, będziemy pracować krócej (bo przecież prezes obiecał cofnięcie reformy emerytalnej), a nie do śmierci (bo wszyscy umieramy w wieku 67 lat), a ZUS cudem znajdzie pieniądze na emerytury (może dostanie zapomogę z tego wirtualnego biliona, który Kaczyński obiecał), bogate wykształciuchy pójdą do pierdla (bo „jak ktoś ma pieniądze, to skądś je ma”), a ich majątki zostaną rozdane biednym, itd. itp.
Czy wynik wyborów coś zmieni w Brukseli? Niewiele, bo obie partie dostaną po 19 mandatów, więc ani PO nieczego tam nie poprawi, ani PiS wiele nie zepsuje. Grunt, że mierna karykatura PiS, czyli pan Ziobro plus pani Kempa i spółka muszą pakować manatki więc może wreszcie wezmą się do jakiejś uczciwej pracy i nie będą brać kasy za nic. Czerwoną kartkę dostał Palikot, który ewidentnie przeszarżował i nawet nie zauważył, kiedy. W jego miejsce Polacy wybrali innego oryginała, jeszcze gorszego – Korwin-Mikke to ideologiczny cudak i jeszcze przyniesie nam sporo wstydu. Ale czy my – Polacy, potrafimy się czymś zawstydzić? Chyba nie bardzo. Narzekamy na polityków, a potem i tak wybieramy tych skompromitowanych, bojąc się nowych twarzy. Unikają jakiejkolwiek odpowiedzialności za słowa więc mogą dalej kłamać, szerzyć nienawiść, zaczadzać nasze umysły mgłą smoleńską i robić z nas idiotów. W Polsce nie ma żadnej granicy.
Na koniec wyrażę nadzieję, że jednak naród się opamięta i za rok, kiedy będziemy decydować o naszych własnych sprawach, tłumnie ruszy do urn. Niestety wciąż na scenie politycznej liczą się tylko dwie partie i to się raczej nie zmieni. PO jednak pokonała PiS, co trzeba uznać za sukces zważywszy na widoczne od jakiegoś czasu zużycie materiału po 7 latach rządzenia i sondaże z ostatnich miesięcy, które dawały PiSowi wielką, czasem nawet dwucyfrową przewagę. Co na to Macierewicz, który mówił wyraźnie „my to mamy wygrać”, a gdyby nie, to trzeba będzie przeliczyć głosy, bo wyniki na pewno sfałszowano? Przecież wybory są uczciwe tylko wtedy, gdy wygrywa PiS – czyli nigdy… Zapewne pojawią się niezbite dowody – równie wiarygodne jak te smoleńskie od podstawionych przez Antoniego pseudoekspertów. „Rok 1984” Orwella kłania się w pas.
Nie śledziłem kampanii wyborczej, bo dość mam pustych obietnic i sztucznych uśmiechów ludzi, dla których najważniejsze jest dorwanie się do koryta, a nie zrobienie czegoś dobrego dla wyborców. Zauważyłem jednak, że prezes Kaczyński powrócił w swoim starym stylu, narzekając na Tuska i obwiniając go za całe zło na świecie. Zapamiętałem tylko jedno hasło prezesa: „powódź to wilk„. To nie żart, tak powiedział, przypominając „fragment Biblii o dobrym pasterzu, który zostaje ze swoimi owcami, kiedy przyjdzie wilk. Otóż powódź to wilk. Pasterz uciekł.” Jeśli ktoś dotychczas nie wiedział, co to jest powódź, to już teraz dostał wyczerpujące wyjaśnienie. Zapewne podczas rządów PiS powodzi nie będzie, pociągi nie będą się spóźniać, znikną kolejki do lekarzy, zapanuje powszechna szczęśliwość, będziemy pracować krócej (bo przecież prezes obiecał cofnięcie reformy emerytalnej), a nie do śmierci (bo wszyscy umieramy w wieku 67 lat), a ZUS cudem znajdzie pieniądze na emerytury (może dostanie zapomogę z tego wirtualnego biliona, który Kaczyński obiecał), bogate wykształciuchy pójdą do pierdla (bo „jak ktoś ma pieniądze, to skądś je ma”), a ich majątki zostaną rozdane biednym, itd. itp.
Czy wynik wyborów coś zmieni w Brukseli? Niewiele, bo obie partie dostaną po 19 mandatów, więc ani PO nieczego tam nie poprawi, ani PiS wiele nie zepsuje. Grunt, że mierna karykatura PiS, czyli pan Ziobro plus pani Kempa i spółka muszą pakować manatki więc może wreszcie wezmą się do jakiejś uczciwej pracy i nie będą brać kasy za nic. Czerwoną kartkę dostał Palikot, który ewidentnie przeszarżował i nawet nie zauważył, kiedy. W jego miejsce Polacy wybrali innego oryginała, jeszcze gorszego – Korwin-Mikke to ideologiczny cudak i jeszcze przyniesie nam sporo wstydu. Ale czy my – Polacy, potrafimy się czymś zawstydzić? Chyba nie bardzo. Narzekamy na polityków, a potem i tak wybieramy tych skompromitowanych, bojąc się nowych twarzy. Unikają jakiejkolwiek odpowiedzialności za słowa więc mogą dalej kłamać, szerzyć nienawiść, zaczadzać nasze umysły mgłą smoleńską i robić z nas idiotów. W Polsce nie ma żadnej granicy.
Na koniec wyrażę nadzieję, że jednak naród się opamięta i za rok, kiedy będziemy decydować o naszych własnych sprawach, tłumnie ruszy do urn. Niestety wciąż na scenie politycznej liczą się tylko dwie partie i to się raczej nie zmieni. PO jednak pokonała PiS, co trzeba uznać za sukces zważywszy na widoczne od jakiegoś czasu zużycie materiału po 7 latach rządzenia i sondaże z ostatnich miesięcy, które dawały PiSowi wielką, czasem nawet dwucyfrową przewagę. Co na to Macierewicz, który mówił wyraźnie „my to mamy wygrać”, a gdyby nie, to trzeba będzie przeliczyć głosy, bo wyniki na pewno sfałszowano? Przecież wybory są uczciwe tylko wtedy, gdy wygrywa PiS – czyli nigdy… Zapewne pojawią się niezbite dowody – równie wiarygodne jak te smoleńskie od podstawionych przez Antoniego pseudoekspertów. „Rok 1984” Orwella kłania się w pas.