AXEL RUDI PELL
Into The Storm
2014
Axel Rudi Pell jest tak przewidywalny w swoim rzemiośle, że w pewien sposób staje się to nudne. Z drugiej jednak strony życzę wszystkim takiej maestrii, jaką od lat prezentuje niemiecki gitarzysta. Sięgając po nowy album z góry wiedziałem, co otrzymam, i absolutnie się nie zawiodłem. Delikatny instrumentalny wstęp, a potem ostre i zarazem melodyjne hardrockowe łojenie. Solidne rzemiosło wsparte świetną techniką i udanymi kompozycjami. Tylko, że to wszystko już było… Jeśli ta wtórność i usilne kopiowanie mistrza Ritchiego Blackmore’a komuś przeszkadza, zapewne już dawno przestał słuchać płyt Axela. Ja go lubię i cenię, a że Into The Storm przypomina poprzedni album Circle Of The Oath to nawet dobrze, bo tamten był naprawdę niezły. Chwilami nużył, ale większość kompozycji była w stanie się wybronić. Tak samo jest teraz , i pewnie podobnie będzie za 2 lata na kolejnym krążku…
Czy Into The Storm czymś zaskakuje? Nie. Pell od lat opiera się jakimkolwiek zmianom, stroni od eksperymentów, po prostu gra swoje. Dostajemy więc przebojowe petardy (świetne Tower Of Lies, ostre i mocne High Above, trochę nudnawe pop-rockowe Long Way To Go, przeciętne Changing Times oraz brzmiące niczym kawałek Rainbow Burning Chains), dwie rockowe ballady (klasycznie brzmiącą When Truth Hurts, która jest niezła, ale na wcześniejszych płytach słyszałem dużo lepsze, oraz przyjemną przeróbkę Hey Hey My My Neila Younga) i dwie wiodące kompozycje: trwającą 7 minut monotonną Touching Heaven oraz ponad 10-minutowy utwór tytułowy, który zamyka wydawnictwo. Ja akurat lubię nagrania, gdy muzyk nie czuje presji czasu, może wygrać wszystko do samego końca. Czasami to nudzi, i Into The Storm jest o krok od tego – nie ma tu zmian tempa ani niczego niekonwencjonalnego, jednak melodia i główny motyw są na tyle dobre, że nawet wałkowanie jej przez 10 minut nie przeszkadza. Owszem, muzyk miewał już lepsze długasy, lecz jak zwykłem mawiać: nie co dzień jest niedziela. Warto podkreślić znakomitą formę wokalną Johnny’ego Gioeliego, jednego z lepszych wokalistów kontynuujących dobre tradycje Dio, ale to też norma – Gioeli już od kilku lat zachwyca w zespole Niemca. W limitowanej wersji albumu otrzymujemy dwa dodane utwory, oba godne uwagi. White Cats to jeden z lepszych instrumentali zespołu, zaś 8-minutowy Way To Mandalay jest udaną przeróbką numeru Blackmore’s Night.
Podsumowując napiszę tak: Into The Storm to kolejny przyzwoity album znanego muzyka. Do bólu schematyczny i wtórny, jednak zrobiony według starych sprawdzonych patentów. Słucha się tego nieźle, aczkolwiek wiele w głowie nie zostaje. Może już czas, by pan Pell coś zmienił w swojej muzyce? Przekonamy się za 2 lata….
Czy Into The Storm czymś zaskakuje? Nie. Pell od lat opiera się jakimkolwiek zmianom, stroni od eksperymentów, po prostu gra swoje. Dostajemy więc przebojowe petardy (świetne Tower Of Lies, ostre i mocne High Above, trochę nudnawe pop-rockowe Long Way To Go, przeciętne Changing Times oraz brzmiące niczym kawałek Rainbow Burning Chains), dwie rockowe ballady (klasycznie brzmiącą When Truth Hurts, która jest niezła, ale na wcześniejszych płytach słyszałem dużo lepsze, oraz przyjemną przeróbkę Hey Hey My My Neila Younga) i dwie wiodące kompozycje: trwającą 7 minut monotonną Touching Heaven oraz ponad 10-minutowy utwór tytułowy, który zamyka wydawnictwo. Ja akurat lubię nagrania, gdy muzyk nie czuje presji czasu, może wygrać wszystko do samego końca. Czasami to nudzi, i Into The Storm jest o krok od tego – nie ma tu zmian tempa ani niczego niekonwencjonalnego, jednak melodia i główny motyw są na tyle dobre, że nawet wałkowanie jej przez 10 minut nie przeszkadza. Owszem, muzyk miewał już lepsze długasy, lecz jak zwykłem mawiać: nie co dzień jest niedziela. Warto podkreślić znakomitą formę wokalną Johnny’ego Gioeliego, jednego z lepszych wokalistów kontynuujących dobre tradycje Dio, ale to też norma – Gioeli już od kilku lat zachwyca w zespole Niemca. W limitowanej wersji albumu otrzymujemy dwa dodane utwory, oba godne uwagi. White Cats to jeden z lepszych instrumentali zespołu, zaś 8-minutowy Way To Mandalay jest udaną przeróbką numeru Blackmore’s Night.
Podsumowując napiszę tak: Into The Storm to kolejny przyzwoity album znanego muzyka. Do bólu schematyczny i wtórny, jednak zrobiony według starych sprawdzonych patentów. Słucha się tego nieźle, aczkolwiek wiele w głowie nie zostaje. Może już czas, by pan Pell coś zmienił w swojej muzyce? Przekonamy się za 2 lata….