U.D.O.
Steelhammer
2013
Udo Dirkschneider to wokalista wielce zasłużony na niemieckim rynku. Nie tylko wieloletni głos zespołu Accept (z którym nagrał 10 albumów, ale który bez niego nagrał dwa wyjątkowo udane krążki: Stalingrad, a zwłaszcza Blood Of The Nations), ale także lider własnej formacji U.D.O., której 14 album studyjny ukazał się pod koniec maja. Długo się zastanawiałem, co napisać o facecie, który od lat śpiewa tak samo i to samo? Raz lepiej, raz gorzej – to już kwestia potencjału poszczególnych utworów, ale biorąc do ręki album U.D.O. z góry wiadomo, że będzie głośno, dynamicznie i nieco topornie. Steelhammer, mimo obecności dwóch nowych gitarzystów, właściwie nie odstaje od tego wizerunku. Nieważne, że wokalista jest po 60-tce – głos się nie starzeje. Ważne, że nadal mu się chce śpiewać z werwą młodzieniaszka.
Kompozycja tytułowa już na samym starcie rozgrzewa do czerwoności, potem jest podobnie, i w takich właśnie dynamicznych kompozycjach Udo wypada najlepiej. O barwie jego głosu nie ma co pisać – jest jaka jest, do ostrego rocka pasuje jak ulał, a nudne ballady w stylu Heavy Rain mógłby sobie darować. Niestety, mimo perfekcyjnego brzmienia, świetnej sekcji i pracy gitar, na Steelhammer jest raczej mizernie. Kompozycje są po prostu słabe. Trudno wyłowić utwory, które zapamiętamy po ich wybrzmieniu. Poza tytułowym Steelhammer do w miarę udanych zaliczyć można Metal Machine czy dynamiczny King Of Mean, i to w zasadzie tyle. Na siłę coś jeszcze bym dorzucił, ale to nie zmieni faktu, że ogólnie jest średniawo i w dyskografii Niemców znajdziemy wiele ciekawszych albumów niż Steelhammer. Nowi gitarzyści zdecydowanie dają radę, Udo wokalnie również, teraz pora poczekać na materiał znacznie lepszy muzycznie – może już na kolejnym krążku w 2015 roku, bo przecież kapela nagrywa regularnie co 2 lata. Nie mam wątpliwości, że Dirkschneider nie odpuści i wyda jeszcze wiele albumów.
Kompozycja tytułowa już na samym starcie rozgrzewa do czerwoności, potem jest podobnie, i w takich właśnie dynamicznych kompozycjach Udo wypada najlepiej. O barwie jego głosu nie ma co pisać – jest jaka jest, do ostrego rocka pasuje jak ulał, a nudne ballady w stylu Heavy Rain mógłby sobie darować. Niestety, mimo perfekcyjnego brzmienia, świetnej sekcji i pracy gitar, na Steelhammer jest raczej mizernie. Kompozycje są po prostu słabe. Trudno wyłowić utwory, które zapamiętamy po ich wybrzmieniu. Poza tytułowym Steelhammer do w miarę udanych zaliczyć można Metal Machine czy dynamiczny King Of Mean, i to w zasadzie tyle. Na siłę coś jeszcze bym dorzucił, ale to nie zmieni faktu, że ogólnie jest średniawo i w dyskografii Niemców znajdziemy wiele ciekawszych albumów niż Steelhammer. Nowi gitarzyści zdecydowanie dają radę, Udo wokalnie również, teraz pora poczekać na materiał znacznie lepszy muzycznie – może już na kolejnym krążku w 2015 roku, bo przecież kapela nagrywa regularnie co 2 lata. Nie mam wątpliwości, że Dirkschneider nie odpuści i wyda jeszcze wiele albumów.