SPOCK’S BEARD
Brief Nocturnes And Dreamless Sleep
2013
Spock’s Beard to nazwa, którą musi znać każdy prawdziwy miłośnik progresywnego rocka. Chociaż jego ojczyzną jest Europa, Amerykanie od lat należą do ścisłej czołówki wykonawców tego gatunku. Właśnie wydali nowy album – zarazem pierwszy, na którym w miejsce Nicka D’Virgilio śpiewa Ted Leonard, były frontman grupy Enchant. To bardzo ważna zmiana. Pamiętacie, jak w 1996 roku Ray Wilson zaczął śpiewać w Genesis w miejsce Phila Collinsa – perkusisty, który 20 lat wcześniej zastąpił przed mikrofonem lidera Petera Gabriela? Dokładnie tak samo potoczyły się losy Spock’s Beard. Gdy po 10 latach grupę opuścił Neal Morse, charyzmatyczny wokalista i multiinstrumentalista, autor niemal całości muzyki i tekstów, jego rolę na kolejną dekadę przejął ówczesny perkusista Nick D’Virgilio. Śpiewał znakomicie, zdobył sobie uznanie fanów (angażując się przy okazji w inne projekty, jak choćby Big Big Train, który właśnie wydał drugą część opowieści English Electric) i gdy postanowił odejść – muzycy zaangażowali człowieka z zewnątrz, Teda Leonarda właśnie. Dlatego album Brief Nocturnes And Dreamless Sleep jest tak istotny – stanowi niejako kolejne nowe otwarcie dla amerkańskiej grupy.
Ray Wilson wprawdzie długo nie zagrzał miejsca w Genesis, jednak ta historia nie musi się powtórzyć w tym przypadku. Spieszę donieść, że nowy wokalista daje radę, a nowy album pod względem muzycznym niczym nie zaskakuje – jest tak samo dobrze, jak na poprzednich krążkach, momentami nawet lepiej. Nie jest przeładowany – zaledwie 6 nagrań trwających +/- 7 minut i jedna nieco dłuższa, 12-minutowa minisuita Waiting For Me z cudownymi partiami na gitarze. A któż to tak pięknie gra? Nie do wiary, ale współkompozytor utworu, Neal Morse we własnej osobie. Nie, nie wrócił do zespołu, po prostu pomógł kolegom. Z tych „krótszych” piosenek trudno którąkolwiek wyróżnić – wszystkie trzymają poziom, są dość prosto skonstruowane, bez typowych dla prog rocka łamańców i skomplikowanych form muzycznych, ale z odpowiednią ilością porywających partii gitarowych czy klawiszy. O znakomitych aranżach czy wirtuozerii muzyków nie muszę wspominać. Do moich ulubionych nagrań należą Afterthoughts (z nieoczekiwaną partią acapella) i pozytywnie przebojowy w refrenie Something Very Strange, którego inną wersję zamieszczono na drugim dysku wersji deluxe płyty. Tam też można znaleźć 4 kolejne utwory, które nie zmieściły się na oficjalnym wydawnictwie. A szkoda, bo są równie udane, zwłaszcza Down A Burning Road to prawdziwa perełka. Delikatna, urokliwa, przypominająca klimatem najlepsze numery Wishbone Ash czy Kansas. Miodzio.
Spock’s Beard wyszedł obronną ręką z kolejnej zmiany personalnej. Brief Nocturnes And Dreamless Sleep nie jest płytą wybitną, ale to wystarczająco solidne rockowe rzemiosło, bym z czystym sumieniem mógł ją polecić. Pozostaje mieć nadzieję, że to nie będzie ostatni album zespołu – tak jak dla Genesis był krążek z Wilsonem. Tu na pewno będzie inaczej i losy tych dwóch wybitnych kapel przestaną się pokrywać.
Ray Wilson wprawdzie długo nie zagrzał miejsca w Genesis, jednak ta historia nie musi się powtórzyć w tym przypadku. Spieszę donieść, że nowy wokalista daje radę, a nowy album pod względem muzycznym niczym nie zaskakuje – jest tak samo dobrze, jak na poprzednich krążkach, momentami nawet lepiej. Nie jest przeładowany – zaledwie 6 nagrań trwających +/- 7 minut i jedna nieco dłuższa, 12-minutowa minisuita Waiting For Me z cudownymi partiami na gitarze. A któż to tak pięknie gra? Nie do wiary, ale współkompozytor utworu, Neal Morse we własnej osobie. Nie, nie wrócił do zespołu, po prostu pomógł kolegom. Z tych „krótszych” piosenek trudno którąkolwiek wyróżnić – wszystkie trzymają poziom, są dość prosto skonstruowane, bez typowych dla prog rocka łamańców i skomplikowanych form muzycznych, ale z odpowiednią ilością porywających partii gitarowych czy klawiszy. O znakomitych aranżach czy wirtuozerii muzyków nie muszę wspominać. Do moich ulubionych nagrań należą Afterthoughts (z nieoczekiwaną partią acapella) i pozytywnie przebojowy w refrenie Something Very Strange, którego inną wersję zamieszczono na drugim dysku wersji deluxe płyty. Tam też można znaleźć 4 kolejne utwory, które nie zmieściły się na oficjalnym wydawnictwie. A szkoda, bo są równie udane, zwłaszcza Down A Burning Road to prawdziwa perełka. Delikatna, urokliwa, przypominająca klimatem najlepsze numery Wishbone Ash czy Kansas. Miodzio.
Spock’s Beard wyszedł obronną ręką z kolejnej zmiany personalnej. Brief Nocturnes And Dreamless Sleep nie jest płytą wybitną, ale to wystarczająco solidne rockowe rzemiosło, bym z czystym sumieniem mógł ją polecić. Pozostaje mieć nadzieję, że to nie będzie ostatni album zespołu – tak jak dla Genesis był krążek z Wilsonem. Tu na pewno będzie inaczej i losy tych dwóch wybitnych kapel przestaną się pokrywać.