BIG BIG TRAIN English Electric

Big Big Train English Electric Part One recenzjaBIG BIG TRAIN
English Electric
2013

Big Big Train, brytyjski zespół rocka progresywnego, powstał w 1990 roku. W skrócie można by powiedzieć, że zaczął tam, gdzie nie dokończył Genesis – prawdziwy mentor Anglików. Mowa jednak o najlepszych muzycznie czasach Genesis, jeszcze z Peterem Gabrielem i tuż po jego odejściu. Podobne klimaty, które panowie Phil Collins, Mike Rutherford i Tony Banks później zarzucili na rzecz prostych hitów, oferuje na swoich krążkach właśnie Big Big Train, choć oczywiście daleko ich kompozycjom do poziomu mistrzów. Gra w drugiej lidze rocka wcale nie przeszkadza muzykom tworzyć piękną i urzekającą muzykę. Oni nie lansują hitów, nie tworzą pod publikę, nie gonią za modą – grają to, co w sercu i chwała im za to.
Big Big Train English Electric Part Two recenzja   We wrześniu 2012 roku wydali krążek English Electric (Part One), zapowiadając niedługo kontynuację dzieła. Teraz, gdy na rynku pojawiła się część druga, można podsumować całość tej muzycznej opowieści. Pozornie obie są podobne, wypełnione długimi, bogato zaaranżowanymi, rozbudowanymi kompozycjami, w których momentami słychać niemal dosłowne cytaty z Genesis, z mnóstwem porywających gitarowych solówek i charakterystycznych dla prog rocka instrumentów (skrzypce, flet, wiolonczela, melotron, organy, mandolina, sitar). O ile jednak Part One jest bardzo różnorodna i kompozycje naprawdę potrafią zachwycić (The First  Rebreather, Winchester From St Giles’ Hill, Summoned By Bells, A Boy In Darkness), o tyle Part Two wydaje się jednostajna i monotonna. W zasadzie poza 15-minutową, monumentalną i wielowątkową suitą East Coast Racer, nie bardzo jest co wspominać. To ładne piosenki (Swan Hunter, Worked Out), ale daleko im do rozmachu utworów z 2012 roku. Trudno tu nawet mówić o rocku progresywnym. Oceniając jednak całość, jaką jest wydana w dwóch odcinkach opowieść, trzeba docenić pracę Big Big Train, tym bardziej, że mało kto dzisiaj gra w ten sposób. English Electric to ładny, nostalgiczny krążek, pełen drobnych smaczków i urokliwych kompozycji, który spodoba się wielbicielom wczesnego Genesis czy Camel.
Udostępnij

Post Author: Sławek

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Potwierdź, że nie jesteś automatem: