STEVE LUKATHER Transition

Steve Lukather Transition recenzjaSTEVE LUKATHER
Transition
2013

altaltaltaltalt

Transition to już 7 solowy album Steve’a Lukathera – amerykańskiego gitarzysty, wokalisty i producenta, znanego dobrze z występów w grupie Toto, która w 2008 roku definitywnie zakończyła działalność, ale jej wielbiciele z pewnością odnajdą wiele elementów stylu zespołu w nowej starej muzyce Steve’a. Nie przejęzyczyłem się – Lukather regularnie funduje nam gitarowe albumy z elementami różnych odmian rocka, jazzu czy funku, raz grając twórczo i ambitnie, innym razem zdecydowanie do kotleta, jednak jego muzyka specjalnie się nie zmienia. Zawsze jednak trzyma wysoki poziom wykonawczy, bo też fachowiec to pierwszej klasy, który jako muzyk sesyjny współtworzył płyty wielu znanych artystów.
   Na Transition proponuje nam bogato zaaranżowane, ciepłe piosenki, pełne uroku i magicznej gitary. Jednak muszę przyznać, że wiele z nich przemija bez echa – są poprawne, ale nic więcej. Zaczyna się z grubej rury – 7-minutowy Judgement Day to najmocniejszy numer na albumie, progresywny a zarazem bardzo melodyjny i przebojowy. Perełka. Następujący po nim bluesrockowy Creep Motel zachywca nie tylko aranżacją, ale pięknym wokalem w stylu Toto i świetną solówką gitarową. Jednak dalej już nie jest tak dobrze. Ciekawie rozwija się kompozycja tytułowa, lecz pozostałe utwory to proste, ładne, ale często nijakie piosenki, które zapominamy zaraz po wybrzmieniu. Toto też miało sporo takich utworów, więc nie robię z tego wielkiego zarzutu, bo nawet te przeciętne kompozycje mają klasę i są zagrane po mistrzowsku. Po prostu są zbyt miałkie i nie rajcują tak bardzo jak pierwsze dwa kawałki (chociaż np. takiemu Right The Wrong trudno odmówić uroku i piękna). Świetnym reprezentantem tego albumu jest utwór Last Man Standing (notabene nagrany na Gibsonie Les Paul, którego Lukather dostał w prezencie od Joe Bonamassy), łączący ostry gitarowy riff ze wstępu z łagodnym rozwinięciem i trochę mdłą melodią. Niby fajnie, ale nie do końca.
   Sam Lukather, który po śmierci matki, rozwodzie i problemach alkoholowych uporządkował wreszcie swoje życie prywatne, nie ukrywa zadowolenia z tej płyty: „Jako artysta wciąż muszę się rozwijać, więc oczywiście najnowszy album jest dla mnie tym najlepszym? Nie oglądam się za siebie. Poprzednie płyty zostały ukończone, każdą starałem się nagrać najlepiej jak potrafię. Żyję tu i teraz ? muszę patrzeć również w przyszłość? Ale na koncertach staram się grać utwory ze wszystkich moich płyt.” Będziemy mieli okazję się o tym przekonać, gdyż muzyk 9 kwietnia zagra w warszawskiej Stodole.
Udostępnij

Post Author: Sławek

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Potwierdź, że nie jesteś automatem: