Profesor Piotr Gliński, mało komu znany socjolog, członek Państwowej Akademii Nauk, został dzisiaj namaszczony przez Jarosława Kaczyńskiego jako kandydat na premiera pozaparlamentarnego rządu. Odbyło się to na specjalnie zwołanej konferencji prasowej, w stylu bardzo charakterystycznym dla będącego na bakier z kulturą Kaczyńskiego – prezes zapowiedział profesora, po czym odwrócił się i wyszedł z sali. Zupełnie nie był zainteresowany słuchaniem, co ma do powiedzenia jego kandydat. Nic dziwnego – pewnie sam mu całe wystąpienie przygotował. Było pełne inwektyw pod adresem premiera Tuska i jego rządu. Ale nie musimy się już dłużej martwić, bo pan profesor jest lekiem na całe zło, ma gotową receptę na wszystkie problemy Polski. Jeszcze jej nie przedstawił, ale najważniejsze, że było zamieszanie, jest o czym mówić, i Kaczyński po raz kolejny sprawia wrażenie, że coś robi. Nieważne, czy z sensem – grunt, że potrafi sprzedać dowolną bzdurę jako ważny temat. Drżyj więc Donaldzie Tusku, bo „miarka się przebrała” – jak zapewniał wczoraj Jarosław Groźny. Drżyj, bo oto Jarosław „Polskę zbaw” Kaczyński zadecydował, że twój czas dobiega końca. Nieważne, że masz społeczny mandat do rządzenia, że zostałeś wybrany w demokratycznych wyborach – cóż to znaczy wobec woli pana prezesa?
A teraz chwilę poważnie – o ile można poważnie mówić o czymś tak absurdalnym, jak wybór pozaparlamentarnego premiera. Może w ogóle powołać pozaparlamentarne państwo, ogłosić Kaczyńskiego królem i niech sobie tam rządzi i nie psuje więcej krwi w realnej, parlamentarnej Polsce. Poza szumem medialnym, który jest jedynym celem prezesa PiS, nie ma w jego propozycji odrobiny sensu. Jest tak samo nierealna, jak przedstawiony niedawno program gospodarczy. Kaczyński doskonale wie, że jest niczym trędowaty i nikt w parlamencie nie zechce z nim współpracować, dlatego nie ma najmniejszych szans na poparcie tego egzotycznego kandydata. Swoją drogą trzeba docenić talent prezesa (i jego otoczenia) w wynajdywaniu osób gotowych poprzeć dowolne, nawet najbardziej chore pomysły. Gdyby trzeba było udowodnić, że Elvis Presley nadal żyje, bez problemu znalazłby odpowiednich fachowców. Wcześniej po długich poszukiwaniach wygrzebał w Ameryce dwóch naukowców, którzy potwierdzili jego zamachową teorię wydarzeń smoleńskich i dzięki temu ktokolwiek o nich usłyszał. Teraz szansę dostał kolejny naukowiec, który długo się wahał, ale ostatecznie zadecydowała wiara w prezesa i zgoda żony. Ufff, kamień spadł z serca, że żona taka wyrozumiała. Profesor Gliński wchodząc do brudnej i bezwzględnej polityki, decydując się na występ w cyrku Kaczyńskiego, podważa swą wiarygodność jako naukowiec. Ale to jego problem. Nie zdaje sobie sprawy, że będzie tylko i wyłącznie kolejną, nową zabawką prezesa. Podobnie jak 7 lat temu Kazimierz Marcinkiewicz. Też mało kto go znał, gdy został mianowany premierem. Gdy jednak popularnością przerósł Jarosława (niewybaczalne), zaczął zdradzać oznaki własnego myślenia (brrrr) i przestał ziać nienawiścią do PO (podwójnie niewybaczalne) – musiał odejść. Prezes partii jednym ruchem zdmuchnął premiera Polski niczym świeczkę. Wyciągnięty z kapelusza profesor Gliński, bez żadnego doświadczenia i przede wszystkim (albo „przede wszyskiem”, jak mawia prezes) bez poparcia politycznego, będzie tylko i wyłącznie kukiełką sterowaną przez Kaczyńskiego. Potrzebną tylko do czasu. Samodzielne myślenie wykluczone. Jeśli odpowiada mu taka rola: bon voyage! I tak nie ma szans na wybór, bo jednak Polska jest krajem praworządnym i ma premiera, przed którym jeszcze trzy lata rządów. Chyba że sam Tusk zadecyduje inaczej. Kaczyński może sobie zwoływać marsze moherów, skrzykiwać ludzi Dudy, który profanuje ważną dla Polski nazwę i ideę Solidarności – nic to nie da, bo jest to tylko garstka ludzi. Niezadowoleni wichrzyciele są w każdym kraju, na szczęście nie stanowią większości, nawet jeśli potrafią najgłośniej krzyczeć. Jedyna korzyść dla kraju może być taka, że może zbyt wyciszona Platforma weźmie się wreszcie do roboty. Bo jak na razie robi stanowczo za mało.
Jedno trzeba PiSowi i Kaczyńskiemu przyznać – potrafi przyciągać uwagę mediów i narzucać tematy dyskusji politycznej. Tutaj Platforma musi się wiele uczyć. Kaczyński obiecał jesienną ofensywę przeciwko Tuskowi i słowa dotrzymał. Mieliśmy najpierw pseudodebatę ekspertów na temat nierealnych, wziętych z kosmosu propozycji gospodarczych PiS, w weekend był marsz oszołomów, których przecież w żadnym państwie nie brakuje, więc łatwo ich skrzyknąć, i dzisiaj dostaliśmy propozycję nowego premiera. Jeszcze warto zaproponować Rydzyka na biskupa, Rymkiewicza na nadwornego poetę, a Pospieszalskiego na prezesa TVP. Od biedy mógłby prowadzić Wiadomości redagowane przez Sakiewicza na zmianę z Terlikowskim. Wtedy Warszawa będzie drugim Budapesztem, a Polsce nikt nie podskoczy. Żadna tam Rosja czy Niemcy, nie mówiąc już wrednych Amerykanach.
A teraz chwilę poważnie – o ile można poważnie mówić o czymś tak absurdalnym, jak wybór pozaparlamentarnego premiera. Może w ogóle powołać pozaparlamentarne państwo, ogłosić Kaczyńskiego królem i niech sobie tam rządzi i nie psuje więcej krwi w realnej, parlamentarnej Polsce. Poza szumem medialnym, który jest jedynym celem prezesa PiS, nie ma w jego propozycji odrobiny sensu. Jest tak samo nierealna, jak przedstawiony niedawno program gospodarczy. Kaczyński doskonale wie, że jest niczym trędowaty i nikt w parlamencie nie zechce z nim współpracować, dlatego nie ma najmniejszych szans na poparcie tego egzotycznego kandydata. Swoją drogą trzeba docenić talent prezesa (i jego otoczenia) w wynajdywaniu osób gotowych poprzeć dowolne, nawet najbardziej chore pomysły. Gdyby trzeba było udowodnić, że Elvis Presley nadal żyje, bez problemu znalazłby odpowiednich fachowców. Wcześniej po długich poszukiwaniach wygrzebał w Ameryce dwóch naukowców, którzy potwierdzili jego zamachową teorię wydarzeń smoleńskich i dzięki temu ktokolwiek o nich usłyszał. Teraz szansę dostał kolejny naukowiec, który długo się wahał, ale ostatecznie zadecydowała wiara w prezesa i zgoda żony. Ufff, kamień spadł z serca, że żona taka wyrozumiała. Profesor Gliński wchodząc do brudnej i bezwzględnej polityki, decydując się na występ w cyrku Kaczyńskiego, podważa swą wiarygodność jako naukowiec. Ale to jego problem. Nie zdaje sobie sprawy, że będzie tylko i wyłącznie kolejną, nową zabawką prezesa. Podobnie jak 7 lat temu Kazimierz Marcinkiewicz. Też mało kto go znał, gdy został mianowany premierem. Gdy jednak popularnością przerósł Jarosława (niewybaczalne), zaczął zdradzać oznaki własnego myślenia (brrrr) i przestał ziać nienawiścią do PO (podwójnie niewybaczalne) – musiał odejść. Prezes partii jednym ruchem zdmuchnął premiera Polski niczym świeczkę. Wyciągnięty z kapelusza profesor Gliński, bez żadnego doświadczenia i przede wszystkim (albo „przede wszyskiem”, jak mawia prezes) bez poparcia politycznego, będzie tylko i wyłącznie kukiełką sterowaną przez Kaczyńskiego. Potrzebną tylko do czasu. Samodzielne myślenie wykluczone. Jeśli odpowiada mu taka rola: bon voyage! I tak nie ma szans na wybór, bo jednak Polska jest krajem praworządnym i ma premiera, przed którym jeszcze trzy lata rządów. Chyba że sam Tusk zadecyduje inaczej. Kaczyński może sobie zwoływać marsze moherów, skrzykiwać ludzi Dudy, który profanuje ważną dla Polski nazwę i ideę Solidarności – nic to nie da, bo jest to tylko garstka ludzi. Niezadowoleni wichrzyciele są w każdym kraju, na szczęście nie stanowią większości, nawet jeśli potrafią najgłośniej krzyczeć. Jedyna korzyść dla kraju może być taka, że może zbyt wyciszona Platforma weźmie się wreszcie do roboty. Bo jak na razie robi stanowczo za mało.
Jedno trzeba PiSowi i Kaczyńskiemu przyznać – potrafi przyciągać uwagę mediów i narzucać tematy dyskusji politycznej. Tutaj Platforma musi się wiele uczyć. Kaczyński obiecał jesienną ofensywę przeciwko Tuskowi i słowa dotrzymał. Mieliśmy najpierw pseudodebatę ekspertów na temat nierealnych, wziętych z kosmosu propozycji gospodarczych PiS, w weekend był marsz oszołomów, których przecież w żadnym państwie nie brakuje, więc łatwo ich skrzyknąć, i dzisiaj dostaliśmy propozycję nowego premiera. Jeszcze warto zaproponować Rydzyka na biskupa, Rymkiewicza na nadwornego poetę, a Pospieszalskiego na prezesa TVP. Od biedy mógłby prowadzić Wiadomości redagowane przez Sakiewicza na zmianę z Terlikowskim. Wtedy Warszawa będzie drugim Budapesztem, a Polsce nikt nie podskoczy. Żadna tam Rosja czy Niemcy, nie mówiąc już wrednych Amerykanach.