GENESIS
Wind & Wuthering
1977
R2R
Płyta Wind & Wuthering dobitnie pokazała, że forma zaprezentowana przez Genesis po odejściu Petera Gabriela nie była przypadkiem. Jest to zarazem ostatnia wielka płyta grupy. Ostatnia nagrana ze Stevem Hackettem, który potem skoncentrował się na karierze solowej (rozpoczął ją piękną płytą Voyage Of The Acolyte), a dominującą rolę w muzyce zespołu przejęły instrumenty klawiszowe. Bez jego magicznej gitary Genesis stracił bardzo wiele. Znaczenia Hacketta nie da się przecenić, pisałem o tym przy okazji recenzji płyty A Trick Of The Tail. Steve odszedł i „potem zostało ich trzech” (And Then There Were Three). Genesis już nigdy nie stworzy tak natchnionej, bajkowej muzyki, a ta zasłużona nazwa kojarzyć się będzie bardziej z pop rockiem niż porywającym, rockowym teatrem.
Charakter Wind & Wuthering doskonale oddaje jej prosta okładka. Wiatr i wicher. Piękne, zdrowe drzewo traci liście niczym zespół kolejnych muzyków. Wraz z wichurą odlatują ptaki. Zabiorą ze sobą niepowtarzalny klimat i czar muzyki Genesis. Ale to jeszcze nie teraz. Ta jesienna okładka wprowadza nas do płyty pełnej jesiennych klimatów. Muzycy znów proponują długie, rozbudowane kompozycje, pełne zmian tempa i wirtuozerskich popisów, niemniej trudno się oprzeć wrażeniu, że gitara Hacketta jest bardziej wycofana, już nie dominuje tak jak na poprzedniej płycie. Chociaż gitarzysta daje niezły popis w otwierającym płytę, trochę pokręconym rytmicznie Eleventh Earl Of Mar, oraz w zamykającej całość suicie. Poza tym otrzymujemy przepiękną balladę Blood On The Rooftops, napisaną przez Collinsa i Hacketta. Delikatny, akustyczny początek, a potem już typowe dla zespołu potężne, monumentalne brzmienie. Jest jeszcze jedna ballada, Your Own Special Way, trochę prostsza w budowie, niejako zapowiadająca solową karierę Collinsa, który podobnych piosenek ma bez liku. Ale najważniejszym utworem na płycie jest 10-minutowy One For The Vine. To taka swoista wizytówka grupy z pogabrielowskiego okresu. W tej kompozycji jest wszystko, za co kochamy Genesis. Do tego ciekawy tekst, opowiadający historię człowieka, który według wierzeń ludzi ma być nowym Chrystusem czyli tytułowym „wybrańcem do wina”.
Nie podejmuję się rozsądzić, czy Wind & Wuthering jest lepsza od A Trick Of The Tail. To z powodzeniem mógłby być podwójny album, bowiem obie płyty są świetne i dość podobne do siebie. Ostatnie wielkie płyty wielkiego zespołu.
Charakter Wind & Wuthering doskonale oddaje jej prosta okładka. Wiatr i wicher. Piękne, zdrowe drzewo traci liście niczym zespół kolejnych muzyków. Wraz z wichurą odlatują ptaki. Zabiorą ze sobą niepowtarzalny klimat i czar muzyki Genesis. Ale to jeszcze nie teraz. Ta jesienna okładka wprowadza nas do płyty pełnej jesiennych klimatów. Muzycy znów proponują długie, rozbudowane kompozycje, pełne zmian tempa i wirtuozerskich popisów, niemniej trudno się oprzeć wrażeniu, że gitara Hacketta jest bardziej wycofana, już nie dominuje tak jak na poprzedniej płycie. Chociaż gitarzysta daje niezły popis w otwierającym płytę, trochę pokręconym rytmicznie Eleventh Earl Of Mar, oraz w zamykającej całość suicie. Poza tym otrzymujemy przepiękną balladę Blood On The Rooftops, napisaną przez Collinsa i Hacketta. Delikatny, akustyczny początek, a potem już typowe dla zespołu potężne, monumentalne brzmienie. Jest jeszcze jedna ballada, Your Own Special Way, trochę prostsza w budowie, niejako zapowiadająca solową karierę Collinsa, który podobnych piosenek ma bez liku. Ale najważniejszym utworem na płycie jest 10-minutowy One For The Vine. To taka swoista wizytówka grupy z pogabrielowskiego okresu. W tej kompozycji jest wszystko, za co kochamy Genesis. Do tego ciekawy tekst, opowiadający historię człowieka, który według wierzeń ludzi ma być nowym Chrystusem czyli tytułowym „wybrańcem do wina”.
Nie podejmuję się rozsądzić, czy Wind & Wuthering jest lepsza od A Trick Of The Tail. To z powodzeniem mógłby być podwójny album, bowiem obie płyty są świetne i dość podobne do siebie. Ostatnie wielkie płyty wielkiego zespołu.