DEAD CAN DANCE
Within The Realm Of A Dying Sun
1987
R2R
Skoro przy okazji projektu This Mortal Coil napisałem o wytwórni 4AD, warto wspomnieć o jeszcze jednej genialnej płycie. Within The Realm Of A Dying Sun to diament świecący niemal równie jasno co omówiony wcześniej It’ll End In Tears. Absolutne apogeum twórczości brytyjsko-australijskiego zespołu Dead Can Dance – kolejnego złotego dziecka 4AD. Już na poprzednim albumie Spleen And Ideal zerwali prawie wszelkie więzi łączące ich z rockiem, ale to, co słyszymy tutaj, przechodzi najśmielsze oczekiwania. Płytę podzielono na dwie części – w pierwszej śpiewa Brendan Perry, w drugiej Lisa Gerrard w wymyślonym przez siebie sztucznym języku. Jak sama mówi: „nie używam słów, ponieważ to nie one poruszają słuchacza, nie one oddziałują na niego…„. Po wysłuchaniu całości trudno nie przyznać jej racji.
Już sama symboliczna okładka ze zdjęciem z paryskiego cmentarza P?re-Lachaise doskonale wprowadza w nastrój albumu. Zawarta tu muzyka przenosi nas w inny wymiar werbalnych doznań. Jest mroczna i momentami ponura, ale zawsze dostojna i pełna majestatu – jak to w Królestwie Umierającego Słońca. Posiada niesamowitą głębię i niezwykły klimat. Wytwarza poczucie smutku, niczym po stracie kogoś bliskiego. Skłania do zadumy i refleksji.
Nie chcę popadać w nadmierny patos, ale właściwie nie znajduję innych słów dla określenia zawartości tego albumu. To muzyka z duszą, wymykająca się jakimkolwiek klasyfikacjom. Zresztą komu one potrzebne? Dead Can Dance był po prostu pewnym niepowtarzalnym zjawiskiem na scenie muzycznej, a Lisa Gerrard do dzisiaj nie ma sobie równych. Jej nieziemski śpiew nie pozostawia nikogo obojętnym. Posłuchajcie samego zakończenia albumu. Utwory mają swoją dramaturgię – napięcie cały czas rośnie, a kulminacją jest wieńcząca dzieło Persephone. To dla mnie jeden z najwspanialszych utworów w historii muzyki w ogóle. Wbija w fotel. Poraża. Słuchany w ciemności przyprawia o gęsią skórkę. Po nim nic nie jest już takie samo.
Ivo Watts Russell, szef 4AD, pytany o opinię na temat tej płyty tuż po jej wydaniu, powiedział: „Lisa i Brendan mieszkają na szczycie wieżowca i jeśli ten fakt nie zbliża ich do nieba, to z pewnościa sprawia to ich muzyka„.
Nie wiem, ile osób w dzisiejszym pędzącym świecie jest w stanie docenić taką Muzykę. Chyba niewiele. Kto dzisiaj wie, że muzyka wymaga odrobiny skupienia, że powinna dawać radość? Że można jej po prostu tylko słuchać – bez pisania jednocześnie smsów czy „rozmawiania” na facebooku. Piosenki z małego pudełeczka na marnych słuchaweczkach są jedynie wypełniaczem czasu w drodze do szkoły czy pracy. Proszę, nie słuchajcie tak Dead Can Dance, nie profanujcie tego dzieła.
Już sama symboliczna okładka ze zdjęciem z paryskiego cmentarza P?re-Lachaise doskonale wprowadza w nastrój albumu. Zawarta tu muzyka przenosi nas w inny wymiar werbalnych doznań. Jest mroczna i momentami ponura, ale zawsze dostojna i pełna majestatu – jak to w Królestwie Umierającego Słońca. Posiada niesamowitą głębię i niezwykły klimat. Wytwarza poczucie smutku, niczym po stracie kogoś bliskiego. Skłania do zadumy i refleksji.
Nie chcę popadać w nadmierny patos, ale właściwie nie znajduję innych słów dla określenia zawartości tego albumu. To muzyka z duszą, wymykająca się jakimkolwiek klasyfikacjom. Zresztą komu one potrzebne? Dead Can Dance był po prostu pewnym niepowtarzalnym zjawiskiem na scenie muzycznej, a Lisa Gerrard do dzisiaj nie ma sobie równych. Jej nieziemski śpiew nie pozostawia nikogo obojętnym. Posłuchajcie samego zakończenia albumu. Utwory mają swoją dramaturgię – napięcie cały czas rośnie, a kulminacją jest wieńcząca dzieło Persephone. To dla mnie jeden z najwspanialszych utworów w historii muzyki w ogóle. Wbija w fotel. Poraża. Słuchany w ciemności przyprawia o gęsią skórkę. Po nim nic nie jest już takie samo.
Ivo Watts Russell, szef 4AD, pytany o opinię na temat tej płyty tuż po jej wydaniu, powiedział: „Lisa i Brendan mieszkają na szczycie wieżowca i jeśli ten fakt nie zbliża ich do nieba, to z pewnościa sprawia to ich muzyka„.
Nie wiem, ile osób w dzisiejszym pędzącym świecie jest w stanie docenić taką Muzykę. Chyba niewiele. Kto dzisiaj wie, że muzyka wymaga odrobiny skupienia, że powinna dawać radość? Że można jej po prostu tylko słuchać – bez pisania jednocześnie smsów czy „rozmawiania” na facebooku. Piosenki z małego pudełeczka na marnych słuchaweczkach są jedynie wypełniaczem czasu w drodze do szkoły czy pracy. Proszę, nie słuchajcie tak Dead Can Dance, nie profanujcie tego dzieła.