AIRBAG The Century Of The Self 2024

Airbag Century Of The Self 2024

Rzadko daję maksymalną notę (czyli moje 5 gwiazdek) oceniając jakikolwiek album. Tyle jednak dostał A Day At The Beach, album norweskiej grupy Airbag z 2020 roku. Krótko mówiąc podchodzi mi ich granie, nawet jeśli zjadają własny ogon i wciąż grają to samo. W tworzeniu melancholijnych nastrojów są mistrzami, a skojarzenia z Pink Floyd czy Porcupine Tree nasuwają się same. Pejzaże malowane głównie tęskną gitarą Bjørna Riisa i głosem Asle Tostrupa to art rock najwyższej próby, choć mało odkrywczy. Nowy krążek The Century Of The Self niczego nie zmienia w tej kwestii. Znów dostajemy porcję przepięknej, jesiennej muzyki, która uraduje fanów i raczej nie wzbudzi zainteresowania całej reszty ludzi. Airbag, podobnie jak wiele grup progrockowych, nigdy nie zdobył należnej mu popularności, gra dla wtajemniczonych i warto być w tym gronie. Dodam, że panowie w październiku zagrają trzy koncerty w Polsce.

Przyznam, że jak odpaliłem nowy album, to już po pierwszych dźwiękach przepadłem bez reszty. Niemal 11-minutowa Dysphoria to absolutny majstersztyk, artrockowe cudeńko, zarazem kompozycja bardzo charakterystyczna dla twórczości Airbag. Delikatny wstęp, spokojny śpiew Tostrupa, przyjemnie pulsujący bas, więcej ognia w refrenie, i oczywiście kilka minut urzekającego gitarowego grania w finale. Żadnej elektroniki, która nieco zdominowała poprzednią płytę. Dalej jest podobnie, lecz już nie tak konkretnie, raczej bezpiecznie i piosenkowo. To wcale nie zarzut. Dość agresywny brzmieniowo Tyrants And Kings ma wpadający w ucho refren i delikatny, zaskakujący finał, który idealnie wprowadza w klimat akustycznej ballady Awakening, z kojącymi klawiszami i basem oraz rzecz jasna z urzekająco łkającą gitarą Riisa. To taki powiew optymizmu na tej dość ponurej tekstowo płycie, która opowiada o zawiłościach ludzkiej natury i współczesnego świata. Najcięższym, najbardziej mrocznym utworem jest Erase, który pilotował wydawnictwo na singlu. Z kolei na zakończenie dostajemy kolejne epickie dzieło, 15-minutowy kolos Tear It Down, zbudowany na wzór innych podobnych długasów Airbag. To wizytówka zespołu, jedna z kompozycji, które mogłyby trwać drugie tyle, a i tak by się nie znudziły. Jest tu wszystko, co stanowi o sile muzyki Airbag – zwiewne zwrotki, mocny refren, przejmujący bas, przeszywające solówki, nie tylko gitarowe. Efektowne zwieńczenie tego albumu. Kolejnego udanego albumu Norwegów. Nie mam wątpliwości, że za kolejne cztery lata panowie znów staną na wysokości zadania.

Moja ocena 4/5

Udostępnij

Post Author: Sławek

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Potwierdź, że nie jesteś automatem: