Nie co dzień jest niedziela. Nie będzie trypletu w Madrycie. Real po dwóch świetnych meczach w Superpucharze tym razem nie dał rady, przegrał z Atlético na Civitas Metropolitano 2-4 i odpadł z rozgrywek o Puchar Króla. Tradycji stało się zadość – Los Blancos nigdy nie obronili tego pucharu i nie zrobią tego również w tym sezonie. Simeone wyciągnął wnioski po meczu sprzed tygodnia, inaczej ustawił drużynę, lepiej zmotywował i ograł Ancelottiego. Materace byli szybsi, dokładniejsi, bardziej wypoczęci (nic dziwnego, odpoczywali cały tydzień), chociaż Królewscy też mieli swoje okazje, m.in. dwa razy obili poprzeczkę bramki Oblaka, strzelili też gola nieuznanego po minimalnym spalonym. Tak oto Atlético po raz kolejny udowadnia, że ma patent na lokalnego rywala. Poprzednia porażka Realu też była na Metropolitano.
Sam mecz był dziwny, pełen dość kuriozalnych goli. Najpierw Bellingham trafił w poprzeczkę, potem były piłkarskie szachy i raczej nudne akcje z obu stron, aż w 39 minucie Lino wyprowadził gospodarzy na prowadzenie. To tzw. gol z niczego, w sytuacji pozornie bez zagrożenia. Real odpowiedział jeszcze przed przerwą, gdy gola strzelił… Jan Oblak. Bramkarz Atlético niefortunnie interweniował po zagraniu Modricia i wepchnął piłkę do własnej bramki. Kolejny dziwaczny gol padł w 57 minucie, gdy nieporadność i brak komunikacji Łunina z Rüdigerem wykorzystał Morata. Real zaliczył poprzeczkę Rodrygo, a wyrównał za sprawą rezerwowego Joselu, który zaraz po wejściu w 82 minucie wykończył kapitalną akcję Viníciusa i Bellinghama. Wreszcie normalny gol, który dorpowadził do dogrywki. Tak samo jak w Rijadzie przed tygodniem. Ale finał był dokładnie odwrotny. Tam Królewscy wyszli na prowadzenie i w samej końcówce zadali ostateczny cios. Na Metropolitano zrobili to gospodarze. Najpierw błysnął Griezmann po ewidentnym błędzie Viníciusa, a pod sam koniec dzieła dopełnił Riquelme.
Styczniowy kryzys musiał przyjść, chociaż na razie to tylko jedno potknięcie po 21 meczach bez przegranej. Real odpadł po niezłym meczu, w którym nie zagrał na poziomie z Superpucharu. Trzeba jednak docenić klasę rywala. Atlético pozostaje jedyną drużyną w Europie, która pokonała Real Madryt, i to dwukrotnie. W trzech spotkaniach z Realem Rojiblancos zdobyli 10 bramek. To nie przypadek. Mecz był zacięty, sędzia pokazał 10 (!) żółtych kartek, i jeszcze dwie w dogrywce (nie bardzo kontrolował wydarzenia, w Hiszpanii to nic nowego), ale to gospodarze oddali więcej strzałów, wyglądali na bardziej wypoczętych i lepiej zmotywowanych, zostali za to nagrodzeni awansem do ćwierćfinałów. Real z kolei będzie miał kilka meczów mniej, co pozwoli odpocząć i lepiej zregenerować siły w walce o mistrzostwo Hiszpanii, które pozostaje głównym celem sezonu. Trzeba się szybko pozbierać i mocno odpowiedzieć w La Lidze.