Cóż to był za tydzień dla białej części Madrytu. Najpierw w półfinale rozgrywek o Superpuchar Hiszpanii popisowe derby z Atlético wygrane 5-3, jeden z lepszych meczów Los Blancos pod wodzą Carlo Ancelottiego, a dzisiaj fantastyczne El Clásico, w którym Królewscy zmiażdżyli Barcelonę, a wynik 4-1 wcale nie oddaje przewagi madrytczyków, bo goli mogło być znacznie więcej, gdyby to było potrzebne. A nie było, gdyż sezon długi, siły trzeba oszczędzać, a chodziło o wygranie meczu i zdobycie trofeum. Rok temu skład finału był identyczny (nie oszukujmy się – wszyscy oczekują na starcie Realu z Barceloną, a pozostałe drużyny to tylko przystawki) i wtedy Madryt oddał ten puchar bez walki. Drużyna była anemiczna, niemrawa, jak to zwykle w styczniu bywa. Dzisiaj zupełnie odwrotnie – wyszła zmotywowana, rozpędzona, nie czekała na ataki rywala, tylko od razu wzięła sprawy w swoje ręce (czy raczej nogi). Dwa szybkie ciosy Viníciusa i po 10 minutach było 2-0, a Blaugrana nie wiedziała, o co chodzi. Po drugim golu Real zwolnił, oddał inicjatywę, w efekcie bramkę kontaktową strzelił Lewandowski, ale to był tylko krótki moment dekoncentracji. Potem Real ruszył, wywalczył rzut karny i jeszcze przed przerwą Vinícius skompletował hat-trick. Po zmianie stron mecz się nieco uspokoił, ale Madryt kontrolował wydarzenia, a czwartego gola dołożył Rodrygo. Z Barcelony nie było co zbierać, a Los Blancos mogli ustrzelić manitę, gdyby tylko chcieli. Nie trzeba, 4-1 zupełnie wystarczy, bo już w czwartek dni kolejne starcie z Atlético, tym razem w Pucharze Króla.
Dzisiaj Real Madryt rozegrał kapitalne spotkanie i zdobył Superpuchar Hiszpanii. Był to 264. mecz Carlo Ancelottiego w roli trenera, tym samym Włocha wyprzedził Zinédine’a Zidane’a (przed nim tylko niedościgniony Miguel Muñoz, który prowadził Real 14 lat), a pod względem ilości trofeów właśnie zrównał się z Francuzem. Czekamy na kolejne puchary. Wielkie chapeau bas za dzisiaj.