Dzisiaj w nocy na stadionie w Dallas Real Madryt przegrał z Barceloną 0-3 w meczu towarzyskim w rozgrywanym ramach letniego tournée po USA. Generalnie nie opisuję sparingów, ale to w końcu El Clásico, a to nigdy nie jest mecz tylko towarzyski, nawet gdy się gra o pietruszkę. Czuję się więc wywołany do tablicy i na portalu o Realu Madryt wypada chociaż wspomnieć to wydarzenie. Zwłaszcza, że wynik nieco zakłamuje rzeczywistość. A jaka jest ta rzeczywistość? Taka, że poza pierwszym kwadransem obu odsłon, to Real miał przewagę, dominował, tworzył sytuacje, oddał grubo ponad 20 strzałów, ale albo były za lekkie, albo niecelne, i ostatecznie nic nie wpadło. A rywal był bardziej konkretny i nieco lepiej poukładany.
Barcelona już na początku zaczęła mocno, bo Romeu uderzył w poprzeczkę, a potem Dembélé wykorzystał gapiostwo obrony i w 15 minucie trafił na 1-0. Chwilę później Real miał rzut karny, lecz Vinícius uderzył w poprzeczkę. Ta stała się najlepszym obrońcą Katalończyków, bo jeszcze cztery strzały trafiły w obramowanie bramki ter Stegena (raz Rodrygo, raz Bellingham, a po przerwie
Tchouaméni i znów Vinícius). Jak więc widać, wynik mógł być zupełnie inny. Gol nawet padł, bo jak pokazały powtórki, piłka po strzale Rodrygo i odbiciu od poprzeczki wylądowała za linią bramkową, a potem wyszła w pole. Sędziowie to przegapili, a systemu goal line nie ma, więc Barça nadal prowadziła, a pod koniec spotkania wcisnęła dwie kolejne bramki i lekkie prowadzenie zamieniło się w prawdziwe lanie.
Oczywiście to przygotowania do sezonu, nie ma co robić dramatu, chociaż wynik idzie w świat. Jednak dziwi nieporadność Realu w starciach z odwiecznym rywalem. Pressing niemal nie istniał (chociaż Madryt ma młodą i wybiegana kadrę), a ten Blaugrany był dobrze zorganizowany i skuteczny. Gra zespołowa też nie bardzo, bo rywal miał mniej akcji i mniej strzałów, ale były one precyzyjne i skuteczne. Innymi słowy – Barcelona nie potrzebuje wiele, by wbić Realowi bramki lub poważnie zagrozić, a madrytczycy muszą się mocno napocić, by cokolwiek groźnego stworzyć. To nie wróży dobrze. Te słupki i poprzeczki tylko obrazują, jak wiele brakuje z przodu. Pomoc jest świetna na papierze, ale na boisku nie tworzy wiele. Atak jest kulawy, bo obaj Brazylijczycy sporo dryblują, ale jak przyjdzie do strzelania to już nie ma nikogo. System 4-4-2 też wygląda dobrze tylko w teorii, bo Vinícius i Rodrygo się gubią, a zaangażowanie bocznych obrońców jest zbyt małe (zwłaszcza drewnianego Mendy’ego, bo Fran wygląda lepiej). Przed drużyną jeszcze sporo pracy. I przed trenerem, bo to on odpowiada za taktykę, pracę na boisku, ustawianie się, itp., a to wszystko na razie leży. Start sezonu za dwa tygodnie.