DAVE GAHAN & SOULSAVERS Imposter

Dave Gahan Soulsavers Imposter recenzjaDAVE GAHAN & SOULSAVERS
Imposter
2021

Muszę przyznać, że chociaż nigdy nie przepadałem za twórczością grupy Depeche Mode, od początku spodobało mi się wcielenie Soulsavers z Davidem Gahanem jako wokalistą. Przypomnę, że za nazwą Soulsavers kryje się dwóch brytyjskich producentów, Rich Machin i Ian Glover, którzy zapraszają do studia innych muzyków oraz wokalistów i razem wydają własne płyty. Najpierw śpiewał Mark Lanegan ze Screaming Trees, a 10 lat temu panowie podjęli współpracę z frontmanem Depeche Mode, a po sukcesie albumu The Light The Dead See (2012) dopisali go do nazwy zespołu i nagrywają już jako Dave Gahan & Soulsavers. Płyta Angels & Ghosts (kapitalna zresztą) ukazała się w 2015 roku, potem zaległa długa cisza i gdy wydawało się, że projekt przestał istnieć, w czasie pandemii wydali krążek Imposter. Trochę inny, bo zawiera same covery, a nie autorskie kompozycje. Czy to dobrze? Hmmm….

Próżno szukać tu wielkich hitów. To nie ten kierunek i nie taki zespół. Wystarczy spojrzeć na tracklistę, a raczej jej autorów: Mark Lanegan, Eartha Kitt, Gene Clark, Neil Young, Bob Dylan, PJ Harvey. Od razu wiadomo, czego się spodziewać – podstawą jest blues i gospel, lecz dodano też odrobinę soulu, jak przystało na grupę o takiej nazwie. Czyli z grubsza to samo, co na poprzednich krążkach. Oczywiście największą dominantą jest tu przejmujący, pełen cierpienia i tęsknoty, natchniony wręcz głos Gahana, jakby stworzony do tego typu nagrań (a nie popowych hitów z lat minionych). Repertuar dobrano w umiejętny sposób, pod względem klimatu, formy i skromnej aranżacji są do siebie bardzo podobne i nawet trudno zauważyć, że to covery, a nie utwory napisane specjalnie pod Davida. Zresztą wokalista w pełni się z nimi identyfikuje: „Kiedy słucham głosów i piosenek innych ludzi – co ważniejsze, sposobu, w jaki je śpiewają i interpretują słowa – czuję się jak w domu […] Utożsamiam się z tym. Koi mnie to bardziej niż cokolwiek innego. Na płycie nie ma ani jednego wykonawcy, który by mnie nie poruszył.”

Wspomniane wyżej podobieństwo jest jednak problemem przy odsłuchu całości. Przynajmniej dla mnie. Same ballady, ciągnie się to niemiłosiernie, w pewnym momencie masz ochotę wyłączyć i odpocząć. Co nie zmienia faktu, że niektóre wersje naprawdę urzekają, dotyczy to zwłaszcza tych starych kawałków, z lat 50./60. i wcześniejszych, bo nowe interpretacje są bogatsze, bardziej wyraziste niż oryginały. The Dark End Of The Street nieco zapomnianego Jamesa Carra dobrze wprowadza w klimat krążka. Zaraz potem utwór Lanegana Strange Religion, może niezbyt nowatorski, ale to rodzaj hołdu dla poprzedniego wokalisty Soulsavers, z którym Gahan dzieli też pewne niezbyt miłe przeżycia (uzależnienie od heroiny). Lilac Wine Earthy Kitt oddaje nastrój oryginału, ale nie ma ekspresji wersji Jeffa Buckley’a z 1994 roku. Z bardziej współczesnych interpretacji ładnie brzmi A Man Needs A Maid Neila Younga (Gahan na pewno śpiewa lepiej niż Young) i przede wszystkim The Desperate Kingdom Of Love. Niby samo w sobie nic wielkiego, ale ta skromna akustyczna ballada PJ Harvey wykonana z rockowym rozmachem zyskuje tu nowe życie. Jednak absolutnym numerem jeden jest promujący wydawnictwo Metal Heart mało znanej wokalistki amerykańskiej Cat Power. Zamiast akustycznego plumkania na gitarze mamy tu iście symfoniczny rozmach i emocjonalne, natchnione wykonanie Davida. Choćby dla takiego momentu warto sięgnąć po ten album. Ale przecież wymieniłem połowę utworów, więc chyba nie jest tak źle? Nie jest. Jak wspomniałem, utwory słuchane pojedynczo wypadają bardziej okazale, słuchane razem już niekoniecznie. Osobiście wolę poprzedni krążek, ale Imposter również przynosi wiele dobrego. I niech to wystarczy.

Udostępnij

Post Author: Sławek

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Potwierdź, że nie jesteś automatem: