DEEP PURPLE
Turning To Crime
2021
W 2020 roku zespół rocka wydał płytę Whoosh! (nie najlepszą niestety, delikatnie mówiąc), więc teraz powinien kilka lat odpoczywać, nic nie publikować i tylko promować nową muzykę na koncertach. Plany te pokrzyżowała pandemia. Panowie nie mogąc koncertować postanowili inaczej się zabawić, a zarazem sprawić frajdę fanom. Wydali płytę z coverami. Nikt tego nie oczekiwał, bo cudze utwory nagrywali tylko na początku kariery (potem to ich coverowano), a tu wyszedł pełnowymiarowy album zawierający 11 utworów, w tym aż 8 z USA, chociaż to przecież grupa brytyjska. Można powiedzieć, że tym gestem spłacili swój dług wobec Ameryki, gdzie na początku kariery byli bardziej popularni i doceniani niż w ojczyźnie.
Najlepiej sam proces wytłumaczył Ian Gillan w jednym z wywiadów, nawiązując do żartobliwego tytułu płyty: „Postanowiliśmy zejść na ścieżkę zbrodni i zrobić coś niedozwolonego. Dzisiaj nie zabiegamy już o popularność i pieniądze, ale o zdrowie psychiczne i fizyczne. „Turning To Crime” nagraliśmy, żeby nie zwariować. Płyty z premierowym materiałem nie chcieliśmy wydać, ponieważ krążek „Whoosh!” ukazał się w zeszłym roku i przez pandemię nie mogliśmy zagrać ani jednego promującego go koncertu. Jesteśmy wyjątkowo dumni, bo to progresywny album, na którym nie próbujemy odcinać kuponów ani przypodobać się komukolwiek.”
Po tych słowach mniej więcej wiadomo, czego się spodziewać. Covery z lat 60. pełne były własnej inwencji, wystarczy posłuchać przeróbki Help! Beatlesów. Te nowe są bliższe oryginałom. Nawet zbyt bliskie. A rozstrzał stylistyczny imponuje (lub irytuje – zależy, co kto lubi, bo nie ma mowy o jakiejkolwiek spójności materiału). Rock, southern rock, jazz rock, blues, rhythm’n’blues, rock’n’roll. Od Sasa do Lasa. Wszystko to piosenki z czasów młodości muzyków, które lubili i cenili, a każdy z członków mógł dać trzy własne propozycje. Niekoniecznie więc są to największe hity danego wykonawcy (np. z repertuaru Boba Dylana wybrano Watching The River Flow), a i niektórych autorów już zapomniano lub prawie (Sam Theard, Jimmy Driftwood, Bob Crewe). Z tych najbardziej znanych utworów mamy Oh Well (Fleetwood Mac), White Room (Cream) i Shapes Of Things (Yardbirds) – to właśnie te 3 utwory brytyjskie. O ile pierwszy w purpurowej wersji brzmi naprawdę nieźle i świeżo, o tyle pozostałe dwa są zbyt zachowawcze i nie robią wrażenia. Pozostałe nagrania to już hołd dla USA, i to często tej z lat 50. Wybór dziwaczny, bo chcielibyśmy usłyszeć interpretacje większych klasyków niż te zaprezentowane, ale mamy co mamy. Najważniejsze, że panowie się świetnie bawili (słychać energię i ogromny luz mimo nagrywania online, widać to też po kapitalnej okładce i pomysłowym tytule), a przy okazji przygotowali lekcję historii muzyki dla dzisiejszej generacji. Takie czasy, że raczej mało kto skorzysta, ale starzy fani też się ucieszą słysząc nowe/stare nagrania swych idoli. Warto dodać, że nawet producent Bob Ezrin zbytnio nie ingerował, dzięki czemu całość brzmi naturalnie i oldskulowo. Wreszcie słychać gitary (na poprzednim krążku nie było z tym najlepiej), a Gillan śpiewa jak 20-30 lat temu. Pod względem wykonawczym to majstersztyk, ale w końcu mówimy o Deep Purple, więc nie ma się co dziwić.
Mnie obok wspomnianego Oh Well najbardziej przypadły do gustu Lucifer z repertuaru Bob Seger Band z szaloną partią na Hammondach, oraz najlepszy w zestawie, zamykający płytę Caugt In The Act, będący składanką fragmentów utworów, w tym genialnego rhythm’n’bluesowego klasyka Green Onions z repertuaru Booker T. & The M.G.’s, Dazed & Confused Led Zeppelin (dlaczego tak krótko?) oraz Gimme Some Lovin’, wielkiego hitu Spencer Davis Group. Szkoda, że takie perełki nie zostały nagrane w całości. Jednak – zawsze można sięgnąć po oryginały…