Dzisiaj oficjalnie stało się to, o czym spekulowano od dawna – 35-letni Sergio Ramos, legenda i ikona Realu Madryt, jeden z najważniejszych zawodników w historii klubu, wieloletni kapitan i prawdziwy madridista, po 16 latach gry w białej koszulce odchodzi z Realu. Wypełnił swój kontrakt do końca. Nowego nie podpisał. To taki moment, gdy należy wspominać tylko te dobre chwile. Nie pora wyliczać rekordową ilość czerwonych kartek, bo Sergio zawsze był charakterny i bezkompromisowy. Nie pora podkreślać cyrki, jakie zawsze odstawiał przed podpisaniem nowej umowy, również teraz, gdy nie zaakceptował propozycji klubu mówiąc, że ma na stole lepsze oferty i Real powinien planować przyszłość bez niego. Potem przyszły kontuzje, jedna za drugą, i oferty zniknęły, a Real sprowadził Davida Alabę. Zaplanował przyszłość bez Sergio. Ramos powinien zakończyć karierę w Realu, ale życie pisze własne scenariusze. Licytował ostro i przelicytował. Gdy był gotów przystać na warunki Królewskich, oferta już straciła ważność.
Sergio odchodzi, a wraz z nim kończy się pewna epoka. Epoka naznaczona sukcesami, pucharami i rekordami, w których obrońca miał wielki udział. Rozegrał w Madrycie 671 meczów, strzelił 101 goli, a ten jeden z Lizbony będziemy zawsze pamiętać. 92’48. Gol w Lizbonie dający dogrywkę z Atlético, a potem upragnioną Décimę. Bez trafienia Ramosa nie byłoby dziesiątego pucharu Ligi Mistrzów, a potem trzech kolejnych, tych rekordowych, które stanowią kwintesencję Realu Madryt XXI wieku. Dzięki Sergio za emocje. Dzięki za godne reprezentowanie wartości madridismo. Dzięki za wszystko dobre, co dałeś temu klubowi. Dzięki za masę cudownych chwil, których wspomnienie będziemy pielęgnować. Ale czas nie oszczędza nikogo. Pora ustąpić miejsca młodszym. Real Madryt traci dzisiaj wielkiego zawodnika, który obok Cristiano Ronaldo był najważniejszym symbolem ostatniej dekady. Portugalczyk do dzisiaj nie znalazł godnego następcy. Czas pokaże, jak Los Blancos poradzą sobie bez Cesarza.