Stało się – po odejściu Zinédine’a Zidane’a nowym trenerem Realu Madryt został Carlo Ancelotti. Nowym? Nie do końca, bo pracował tu w latach 2013-2015, został zwolniony po sezonie bez trofeów, lecz wcześniej wygrał upragnioną Décimę – dziesiąty Puchar Ligi Mistrzów. Było to zaledwie preludium do kolejnych sukcesów w tych rozgrywkach, już pod wodzą Zidane’a, który wcześniej był asystentem Włocha. Wyniki Carletto w Madrycie były całkiem dobre, jeśli zestawimy je z tym, co mamy teraz. W 119 meczach 89 zwycięstw, 4 puchary (Copa del Rey, Liga Mistrzów, Superpuchar Europy i Klubowe Mistrzostwo Świata), niestety żadnego mistrzostwa. Było o to dość łatwo, bo ekipę Ancelotti miał znakomitą. Teraz czeka go znacznie trudniejsze wyzwanie, bo wypaloną kadrę Królewskich trzeba przebudować i odświeżyć, a grze drużyny nadać styl i charakter.
Długo się zastanawiałem, co więcej napisać. W końcu to mój blog, przedstawiam tu moje odczucia jako fana Realu Madryt. Niestety te odczucia nie są najlepsze. Życzę nowemu staremu szkoleniowcowi jak najlepiej, ale Carlo Ancelotti to ostatnia osoba, którą bym zatrudnił w momencie, gdy trzeba podjąć trudne decyzje. To tylko znane nazwisko, zarazem trener starej daty, jałowy i wypalony, który wylatywał ze wszystkich wielkich klubów, jakie trenował. W Milanie przez 8 lat wygrał tylko jedno mistrzostwo, potem zwolniono go z Chelsea, z Realu, z Bayernu i nawet z Napoli. Gdzie nie poszedł, wszędzie mu podziękowano i postawiono na kogoś innego. Z Evertonu teraz sam odszedł, bo Realowi się nie odmawia, ale nikt tam po nim nie zapłacze. Czy naprawdę Realu nie stać na nikogo więcej? A może zarząd nie chce zbyt dużo zmieniać, bo jest zadowolony z wyników i gry zespołu?
Oczywiście w Realu Ancelotti dobrze się kojarzy, bo główka Ramosa w 93 minucie meczu w Lizbonie uratowała go przed klęską i zapewniła wyczekiwaną Décimę, tym samym zrobiła z Włocha wielkiego bohatera. Real miał wtedy świetną ekipę, zestawioną i przygotowaną przez Mourinho, który jednak przez trzy lata nie wyszedł poza półfinał. Carlo uporządkował szatnię po Portugalczyku, wprowadził spokój, dostał trzech świetnych piłkarzy (Bale, Isco i Carvajal – wszyscy w najlepszej formie, nie to co teraz) i tym składem podbił Europę. W kolejnym sezonie zaczął świetnie, lecz stopniowo zaczął wprowadzać swoje porządki. To on wprowadził słynne wrzutki w miejsce zabójczych kontr, to on grał jednym składem nie dostrzegając zmienników, to on zajechał ten skład i skończył z niczym. A u jego boku stał Zidane – podpatrywał, uczył się i potem powielał wszystkie błędy mentora. Dopóki kadra była mocna – wygrywał. Gdy jest słabsza i trzeba wprowadzać nowe elementy i rozwijać nowych graczy – poległ z kretesem. Liczyłem, że po odejściu Zizou Real zatrudni trenera, który wprowadzi tak potrzebne zmiany. Trenera nowoczesnego, przebojowego, wymagającego, ze świeżym spojrzeniem na futbol. Tymczasem zarząd wybrał Ancelottiego – gorszą wersję Zidane’a. Jeśli Francuza nazywano betonem – dopiero teraz zobaczymy, co ten termin znaczy. Liczycie, że Real będzie grał pięknie, a Włoch odkryje potencjał i rozwinie talent młodych wychowanków? Zapomnijcie. I bardzo chciałbym się mylić…
Nie jest to trener z mojej bajki. Ale mleko się rozlało – został wybrany trenerem klubu, któremu kibicuję, więc z bólem serca będę go wspierać i dam mu szansę. Ancelotti ma w Madrycie wielkie grono fanów, bo ludzie często pamiętają tylko te dobre rzeczy, a tych też było sporo. I przy tym pozostańmy. Oby dał nam sporo radości. Oby był odważniejszy niż kiedyś. I bardziej sprawiedliwy, niż jego francuski protegowany. Powodzenia Carlo!