Już sama wiadomość, że Królewscy zatrzymali się w hotelu Titanic w Liverpoolu, mogła przyprawiać o dreszcze. Na dodatek dzisiaj mija równo 109 lat od najsłynniejszej katastrofy morskiej. Oby piłkarze na Anfield nie zatonęli jak Titanic… Po pierwszym meczu ćwierćfinałowym wygranym w Madrycie 3-1 wszyscy czuli się bardzo pewnie, bo gra była świetna, a wynik mógł i powinien był być bardziej okazały. Real całkowicie zdominował drużynę Jürgena Kloppa, ale pod bramką Alissona nie był skuteczny. Udało się jednak wbić trzy bramki, co w tym sezonie nie jest przecież normą, nawet ze słabeuszami, a tu mówimy o wciąż urzędującym mistrzu Anglii. Ale tę przewagę trzeba jeszcze obronić w rewanżu, do tego bez filarów obrony, bo do nieobecnych Ramosa, Varane’a i Carvajala dołączył jeszcze Lucas, który udanie zastępował tego ostatniego. Ale to żadna wymówka – wszyscy mają problemy i trzeba znajdować rozwiązania. Zidane znajduje je w postaci zwartej grupy piłkarzy, którzy wzajemnie się uzupełniają, i dokładnie tak zagrali w mieście Beatlesów. Nie padły żadne bramki, a remis premiował madrytczyków. To nie było wielkie widowisko, ale liczył się cel, a ten został osiągnięty.
Od pierwszych minut przeważali gospodarze i już na samym początku Salah miał okazję pokonać Courtois, ale Belg okazał się lepszy. Podobnie było w kilku innych sytuacjach, gdy Liverpool musiał uznać wyższość defensywy z Madrytu albo pudłował na potęgę. Los Blancos nie pomylili się ani razu. Nie forsowali tempa, bo mieli swój wynik i nie musieli strzelać. Nie wyglądało to dobrze dla kibiców, bo Królewscy hamowali kontry, cofali piłkę i nie bardzo mieli ochotę atakować. Mimo tego w jednej z akcji po rykoszecie trafili w słupek, lecz w zasadzie to było jedyne zagrożenie bramki Alissona. Po drugiej stronie było bardziej intensywnie, ale Liverpool nie umiał się przebić przez dobrze zorganizowaną defensywę gości. Okazuje się, że i bez trzech podstawowych obrońców można nie stracić gola z drużyną, której ofensywne trio rok temu siało postrach w Europie. Dzisiaj Real Madryt był spokojny i może nieco nudny, ale zagrał bardzo mądrze i dojrzale. Jak przystało na drużynę doświadczoną i pewną swej wartości. Wraz z Chelsea, PSG i Manchesterem City dopełnił grono półfinalistów Ligi Mistrzów. Teraz trzeba się szybko zregenerować, by po wygranej z Barceloną nie zawalić ligi w meczach z ogórkami.