Real Madryt w 1/16 finału Pucharu Króla przegrał wczoraj z trzecioligową drużyną Alcoyano i odpadł z rozgrywek. Po fiasku w Superpucharze to już drugi przegrany tytuł w ciągu jednego tygodnia. Tu jednak stało się coś więcej. Drużyna budowana za setki milionów euro (dla porównania – wartość Alcoyano szacowana jest na 2,6 mln, połowę mniej niż zamykające tabelę Ekstraklasy Podbeskidzie) ani przez moment nie sprawiała wrażenia, że wie, co chce zrobić na boisku. Ataki były chaotyczne, tempo wolne, a akcje zakończone strzałem można było policzyć na palcach jednej ręki. Gospodarze początkowo tylko się bronili, widząc jednak słabość utytułowanego rywala ruszyli do przodu. Najpierw w 80 minucie wyrównali stan meczu, a w dogrywce strzelili zwycięskiego gola grając w dziesiątkę. Real miał kilka minut, ale nie potrafił zareagować. W Madrycie trudno o większe upokorzenie. Królewscy grali w nieco eksperymentalnym składzie, ale to żadne wytłumaczenie, bo nawet głębokie rezerwy Los Blancos powinny gładko przejść tę przeszkodę. Zresztą później na boisku byli już Asensio, Hazard, Benzema i Kroos, ale wcale nie pokazali więcej niż ich młodsi koledzy.
„Alcoyanazo” przetrwa lata, a 20 lipca 2021 roku zapisze się w historii jako jeden z najczarniejszych dni w historii Realu Madryt. Na pewno najbardziej haniebny i wstydliwy w ostatnich latach, czy nawet w tym stuleciu. To dzień ostatecznej śmierci filozofii Zinédine’a Zidane’a – trenera, który wygrał dla Madrytu 11 tytułów i jest tu wielką, zasłużoną postacią, ale który w tym sezonie kompletnie się pogubił. Jego autorytet zniknął, jego magia nie działa, jego szczęście gdzieś uleciało, a jego pomysł na grę drużyny nie funkcjonuje. Jeśli tu w ogóle był jakikolwiek pomysł, bo klepanie w poprzek boiska i wrzucanie na ślepo w pole karne trudno nazwać pomysłem i strategią gry dla klasowej drużyny aspirującej do wygrywania tytułów. Ludzie od dawna alarmowali, że gry Realu nie da się oglądać, że jest statyczna, wolna, przestarzała i chaotyczna, że drużyna idzie na dno, ale wyszarpane w zeszłym roku mistrzostwo zamydliło oczy zarządu i na chwilę uspokoiło sytuację. Teraz, przy koszmarnych wynikach królewskiego klubu w tym sezonie, już nie da się udawać, że jest dobrze. Real nie idzie na dno – Real już tam jest i co gorsza, zaczyna się na tym dnie tym urządzać.
Jak skomentował Zidane porażkę z grającym w dziesiątkę trzecioligowcem? W swoim stylu: „Taki jest futbol. Wszystkie porażki są bolesne, ta nie jest szczególna. Drugi gol nie chciał wpaść. To nie jest wstyd, nic z tych rzeczy.” Czyli wszystko było w porządku, piłkarze się starali, ale nie wyszło, i tyle. Gdzie więc leży granica wstydu dla francuskiego szkoleniowca? Czy ona w ogóle istnieje? Myślę, że po tych dyskwalifikujących zdrowy rozsądek trenera słowach dalszy komentarz jest zbędny. Oczekuję zwolnienia tego pana w trybie natychmiastowym.