Real Madryt przystąpił dzisiaj do turnieju o Superpuchar Hiszpanii. Turnieju, który miał wygrać. Tak by wypadało. Wygrał rok temu (nie będąc faworytem), a potem został mistrzem Hiszpanii, więc teraz wystarczyło przypieczętować dominację na krajowym podwórku. Zwłaszcza, że rywale nie wyglądali na mocnych. Barcelona pogrążona w kryzysie ledwo ledwo odprawiła Real Sociedad i awansowała do finału, a madrytczycy mieli tylko pokonać Athletic, z którym niedawno wygrali w lidze 3-1. Łatwizna. Okazuje się, że jednak nie. Władze klubu z Bilbao na początku stycznia zdecydowały się zwolnić trenera Garitano, a zastąpił go Marcelino, znanym z przebojowego epizodu w Valencii. I dzisiaj doskonale było widać, czym się różni drużyna, która ma trenera z pomysłem, od tej, która ma jedynie selekcjonera. Bo wizji i pomysłu Zidane nie ma żadnego, i to od dawna. Baskowie wiedzieli, co mają robić i jak to osiągnąć. Byli szybsi, dokładniejsi i bardziej przebojowi od Los Blancos, a Królewscy wyglądali jak starzy, zmęczeni ludzie, którzy chcą jak najszybciej wrócić do domu. Do przerwy Real przegrywał 0-2 po dwóch fatalnych błędach Lucasa (którego Zidane uparcie wystawia na obronie), ale problemem nie był jeden zawodnik, lecz brak jakiejkolwiek iskry z przodu. Chaotyczne, nudne, przewidywalne zagrania nie mogły zaskoczyć dobrze poukładanej obrony piłkarzy z Bilbao.
Jeśli ktoś myślał, że Zidane zareaguje w przerwie i coś zmieni, wystawi dynamicznego Viníciusa, Ødegaarda czy Valverde, to chyba nie zna Francuza. Dalej oglądaliśmy ten sam skład z przodu i tę samą nijaką, bezjajeczną grę. Były wprawdzie niezłe momenty, jak strzały Asensio w słupek i poprzeczkę, ale to ciągle za mało, a i Athletic też mógł trafić na 3-0. W 67 minucie Vinícius zmienił słabiutkiego Hazarda, kilka minut później wszedł też Valverde, tylko że to wszystko za późno. W 73 minucie Benzema jakimś cudem zaliczył trafienie honorowe, lecz to było wszystko, na co było dziś stać Los Blancos. Ostatecznie więc Real znów się skompromitował (który to już raz w tym sezonie?) i odpuścił najprostszy do zdobycia puchar. Szkoda, bo na inne nie ma żadnych szans. Nie napiszę, że to wstyd, bo takie pojęcie jest obce Zidane’owi. Ciekawe, na co tym razem zwali winę? Za wysoka trawa? Nie chciało wpaść? Taki jest futbol? Zasłużyliśmy na więcej?