Leżącego się nie kopie więc napiszę krótko. Dopiero co chwaliłem Real za dwumecz z Interem, który pozwolił na moment odgonić demony i walczyć o wygranie grupy w Lidze Mistrzów (co normalnie powinno być obowiązkiem mistrza Hiszpanii i królewskiego klubu – ale ten klub już dawno przestał być królewski). Dzisiaj trzeba było postawić kropkę nad i wygrać w Kijowie z Szachtarem Donieck. Tym samym Szachtarem, któremu Borussia Mönchengladbach pokazała miejsce w szeregu i w dwumeczu wsadziła 10 bramek! 10 bramek! Tymczasem madrytczycy pojechali na Ukrainę i zagrali swoje. Czyli nic nie zagrali. Przegrali 0-2 i teraz mogą się tylko modlić o korzystne rozstrzygnięcia, by wyjść z tej grupy. Szanse są iluzoryczne. Zresztą, z taką grą to nie wiem po co mieliby wychodzić…
Trzy dni temu Real przegrał spotkanie ligowe z Alavés na własnym stadionie, prezentując żenujący poziom zaangażowania i gry. Zidane wziął winę na siebie (i słusznie), ale wniosków nie wyciągnął żadnych. Dzisiaj jego drużyna znów była apatyczna, wolna, bezbarwna, grała bez pomysłu i bez wiary. Po raz nie wiem już który w tym sezonie. Ile jeszcze takich kompromitacji trzeba zaliczyć, by zarząd zrozumiał, że ten projekt się wypalił? Że Zidane się wypalił, a kliku piłkarzy nie powinno już nigdy więcej wkładać białej koszulki? Ale włoży ją, dopóki o składzie decyduje trener kolega. Trener, który ma tu wielkie zasługi, ale który już dawno się pogubił i kompletnie się nie nadaje do przeprowadzenia zmiany pokoleniowej, jaka tu jest niezbędna. Ile można grać tymi samymi wypalonymi gwiazdorami, którzy nie są zdolni do większego wysiłku? Teraz nawet nie udają, że im się chce. We współczesnym futbolu nie da się wygrać meczu na stojąco, w tempie oldboyów, nawet jeśli przeciwnik jest teoretycznie słabszy. Nadrabia to walką, zaangażowaniem, pressingiem. Dzisiaj to było widać jak na dłoni – dynamiczny, przebojowy Szachtar i stateczny, nudny do porzygania Real Zidane’a. I dopóki Francuz będzie na ławce, nic się tu nie zmieni. Temu panu już dziękujemy.