Tradycyjny blamaż Realu Madryt na starcie Ligi Mistrzów

Real-Szachtar 2-3 Zidane katastrofaWstyd, kompromitacja, katastrofa, żenada, obciach – już słów brakuje, by określać poczynania boiskowe Realu Madryt w ostatnich dniach. A może to po prostu nowa norma, do której należy się przyzwyczajać? Ciężkie jest życie kibica Realu po odejściu Cristiano Ronaldo. Kiedyś komentowałem tu wszystkie mecze, ale przestałem to robić, bo nie ma co opisywać. Piłkarze nie mają wstydu, ale ja wstydzę się za nich. Odkąd na stanowisko trenera wrócił Zinédine Zidane, meczów Realu nie da się oglądać i szkoda nerwów na ich opisywanie. To jest pokaz antyfutbolu, a lepszą grę oglądamy nawet w naszej Ekstraklasie. Brakuje nie tylko intensywności, kreacji, jakiegokolwiek pomysłu na rozegranie, ale nawet nie widać, by piłkarzom na czymkolwiek zależało. Grają nudno, jednostajnie, w tempie ciężarnej słonicy, nie widać tam radości, nie widać zaangażowania, nie widać piłkarskiej jakości. Nic nie widać. Zidane zmarnował półtora roku. Wprawdzie rzutem na taśmę wygrał mistrzostwo Hiszpanii z pogrążoną w kryzysie Barceloną, ale sama gra drużyny wyglądała fatalnie, a teraz wygląda jeszcze gorzej. Nie pisałem nic po sobotniej ligowej porażce z beniaminkiem, gdzie Królewscy zaprezentowali się koszmarnie i zasłużenie przegrali, bo to miał być wypadek przy pracy, jeden jedyny, nie do powtórzenia. Dziwny wypadek, bo zawodnicy Cádiz byli lepsi w każdym aspekcie piłkarskiego rzemiosła (jakkolwiek dziwnie to brzmi w kontekście kupionych za gruby hajs milionerów z Madrytu). Przede wszystkim biegali i ambitnie walczyli, a madrytczycy tylko „ładnie pachnieli” (nawiązujac do ostatnich słów obrońcy Cadiz o zapachu piłkarzy Los Blancos) i dbali głównie o to, by się zbytnio nie spocić.

Okazją do rehabilitacji miał być dzisiejszy mecz Ligi Mistrzów ze skazanym na pożarcie Szachtarem Donieck. Mistrzowie Ukrainy przyjechali zdziesiątkowani przez koronawirusa, bez swoich podstawowych zawodników. Zagrali juniorami. I co się okazało? Że nawet te rezerwy wystarczą na to, by w Madrycie wygrać z leniwymi gwiazdeczkami Zidane’a. Pierwsza połowa była jeszcze gorsza niż ta z Cádizem – Los Blancos stracili trzy gole (w tym jednego samobója po strzale niezawodnego Varane’a, który znów włączył „tryb Ligi Mistrzów” z Manchesteru), i było po sprawie. Po zmianie stron Królewscy wprawdzie wbili dwie bramki (Modrić i Vinícius), ale mogli też kolejne stracić, więc ostateczny wynik wcale ich nie krzywdzi. Taki poziom prezentują teraz tłuste, nasycone koty, pupilki Zidane’a. I to na trzy dni przed El Clásico na Camp Nou. Czy po tej kompromitacji trzeba cokolwiek pisać? Co mogę dodać? Że połowa składu się nie nadaje? To od dawna wiedzą wszyscy madridistas. Oczywiście poza Zidane’em, bo ten od dawna żyje w alternatywnej rzeczywistości i udaje, że wszystko jest OK. Zresztą sam odpowiada za taki stan rzeczy. Złe wybory kadrowe, brak taktyki, brak umiejętności zmotywowania zawodników, brak rywalizacji w grupie. I tak dalej. Zidane jest bardzo spokojny jako człowiek i taki sam jest jego zespół. Kompletnie bezpłciowy. Pozbawiony zębów. Pozbawiony jaj. Grający w tempie emerytów z Ciechocinka. Za dwóch kadencji Zizou Real wygrał wiele. Ale po odejściu CR7 stał się zwykłym średniakiem. Bez dobrego napastnika, bez kreatywnego pomocnika i  z obroną dziurawą jak ser szwajcarski. I trener nic z tym nie robi. A zarząd nic nie robi z trenerem – bo to przecież Zidane. No cóż, to teraz czekamy na lanie od Barcelony i dopełnienie czarnego tygodnia, przy którym ten Solariego będzie miłym wspomnieniem.

Udostępnij

Post Author: Sławek

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Potwierdź, że nie jesteś automatem: